środa, 22 stycznia 2014

Część 3 - "Dziewczynka z zapałkami"

Przebudziłam się nagle jak z jakiegoś strasznego koszmaru. Poduszka była cała przesiąknięta łzami i bolały mnie wszystkie kości od długiego leżenia na boku. Wytarłam twarz i popatrzyłam co dzieje się wokół mnie. W sali panował półmrok, wokoło było słychać ciche chrapanie śpiących ludzi. Wstałam z łóżka i udałam się do toalety. W lustrze zobaczyłam mizernie wyglądającą twarz. Ciemne skołtunione włosy, które okalały opuchnięte czerwone oczy. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, nie rozpoznając twarzy, która tam zobaczyłam. Wymyłam ręce i powoli ruszyłam w kierunku pomieszczenia w którym leżał mój tata. Nagle minęła mnie biegiem jakaś pielęgniarka, popatrzyłam tylko jak udaje się w to samo miejsce gdzie ja zmierzałam. Zajrzałam do sali i zobaczyłam że stoi przy łóżku mojego taty.
- Co Pani od niego chce – krzyknęłam i podbiegłam do łóżka.
Wokoło słychać było dziwne dźwięki, takie jakby piski. Po chwili przybiegł lekarz razem z drugą pielęgniarką. Zaczął naciskać na klatkę piersiową mojego taty. Chciałam ich powstrzymać, powiedzieć, żeby nie robili mu krzywdy, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle te dziwne dźwięki ucichły i słychać już było tylko cichy ciągły odgłos, który tyle razy słyszałam w tym miejscu. Lekarz odetchnął ciężko i zwrócił się w moją stronę.
- Co Ty tutaj robisz dziecko, powinnaś być w swojej sali.
-  Zaprowadźcie ją do łóżka – powiedział do jednej z sióstr.
- Ale ja muszę zostać z tatą – zaparłam się gdy ta chciała mnie pociągnąć na zewnątrz.
- Obiecuję Ci, że pozwolę Ci go zobaczyć, ale musi teraz trochę odpocząć, zresztą on i tak Cię nie widzi ani nie słyszy ponieważ śpi. – uklęknął przy mnie.
-  Już raz mnie Pan okłamał, nie mam zamiaru teraz Panu wierzyć – naplułam mu na twarz. W pierwszej chwili myślałam, że uderzy mnie w twarz, ale powstrzymała go pielęgniarka stojąca obok. Wstał i wyszedł szybkim krokiem, nie obracając się za siebie.
- Chodź kochanie, pójdziemy do łóżeczka, za chwilę dostaniesz śniadanie.
- Ale ja nie chcę sama tam leżeć, strasznie mi się nudzi, nie mam z kim porozmawiać – oburzyłam się.
- Dobrze, w takim bądź razie przyjdę do Ciebie po śniadaniu i poczytam może jakąś bajkę, mamy kilka u siebie – powiedziała wesoło i poprowadziła do mojej sali. 
Położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w biały sufit nade mną. Rzeczywiście niedługo potem usłyszałam na korytarzu znajomo tarabaniący się wózek z jedzeniem. Dzisiaj na śniadanie dostałam naleśniki z jabłkiem i polewą budyniową. Zjadłam wszystko ładnie zostawiając talerzyk dokładnie wyczyszczony. Wyglądał prawie tak jakby nic na nim wcześniej nie leżało.
- Gotowa na bajkę? – zawołała wesoło w drzwiach Pani, która obiecała mi poczytać.
- Cały czas jestem gotowa – odpowiedziałam poprawiając się na łóżku, żeby leżało mi się wygodnie i nic mnie nie rozpraszało.
- Wzięłam ze sobą bajkę o dziewczynce z zapałkami – odparła. – Znasz ją może?
- Nie, tej bajki nie znam. Rodzicom nie chciało się czytać mi bajek. Ustawiali jakieś piosenki do snu i szli do siebie. 
- Moje biedactwo, a więc dobrze, poznasz teraz jedną w wielu cudownych bajek dla dzieci. – uśmiechnęła się do mnie. – Ale musisz słuchać bardzo uważnie.
- Działo się to w ostatnią noc przed Nowym Rokiem, bardzo chłodną i śnieżną. – zaczęła cichym i spokojnym głosem. - Ludzie, załatwiając ostatnie sprawunki, przemykali ulicami w radosnych nastrojach, czynili sobie noworoczne postanowienia i składali życzenia spotykanym znajomym. Pod jednym z domów stała samotna, mała dziewczynka, która miała na sobie tylko cienką sukienkę. Bose nóżki stały na śniegu i marzły, z domu dziewczynka wyszła wprawdzie w starych trzewikach, ale jeden zgubiła, uciekając przed pędzącym wozem, drugi natomiast zabrał jej jakiś urwis i podrzucając wysoko, zniknął w ciemnościach.
- Dlaczego ona wyszła sama na ulicę, przecież małym dzieciom nie można samym wychodzić. I to jeszcze bez czapki i szalika – przerwałam jej wstrząśnięta tym co usłyszałam.
- To dlatego, że dziewczynka nie miała rodziców, była biedna – odparła pielęgniarka. - Dziewczynka miała ze sobą całe naręcze zapałek, które próbowała sprzedać, ale nikt nie chciał ich od niej kupować. Wszyscy mijali dziecko, nie zwracając na nie zupełnie uwagi, chociaż było głodne, sine z zimna i potwornie smutne. Patrzało w okna, w których paliły się kolorowe światełka, próbując poczuć zapach świątecznych potraw i rodzinną atmosferę. 
- Była wigilia – zawołałam wesoło przypominając sobie ten cudowny czas, kiedy w domu było pełno ozdób i pachniało pomarańczami i piernikami. – siostra uśmiechnęła się tylko i kontynuowała.
- Wyobrażała sobie, że siedzi przy suto zastawionym stole z ukochaną babcią. Wiedziała, że to niemożliwe, bo przecież mieszkała na zimnym poddaszu, ojciec, gdyby wróciła do domu bez pieniędzy na pewno mocno by ją zbił, a babcia była już w niebie. Ale marzenia były jedyną rzeczą, która chociaż trochę rozgrzewała biedną dziewczynkę. I chociaż jej rączki już całkiem zgrabiały od mrozu, wyciągnęła jedną zapałkę, by na dłużej utrzymać wrażenie ciepła- zapaliła ją i nagle zobaczyła przed sobą gorący piec, a przy nim puszysty dywan, który tak przyjemnie grzał jej bose nóżki.
- Jeżeli będzie stała tak na boso, to strasznie się rozchoruje i będzie musiała leżeć w szpitalu tak jak ja – odparłam cichutko.
- Niestety, kiedy tylko zapałka zgasła, powrócił wiatr i mróz, a dziewczynka znów stała pod wielkim domem, w którego oknach paliły się lampki i pojawiali roześmiani ludzie. Małej zrobiło się jeszcze smutniej, zapaliła więc drugą zapałkę i wtedy przed jej oczami pojawił się stół, a na nim pachnąca pieczona gęś. Dziewczynka zobaczyła, że czeka na nią nakrycie, sięgnęła więc po widelec, by poczęstować się tymi pysznościami, w tym jednak momencie zapałka zgasła, a biedne stworzenie zostało z pustym brzuszkiem, samotne i nieszczęśliwe. Postanowiło zatem zapalić kolejną zapałkę- i w tym oto momencie pojawiła się przed nią ogromna, cudowna, zielona i pięknie przystrojona choinka! Po chwili, gdy dziewczynce zdało się, że drzewko zaczyna wirować w powietrzu, spojrzała w niebo i wtedy choinka zniknęła. Oczom dziewczynki ukazała się jednak spadająca gwiazdka- ,,Ktoś umarł”- pomyślała, bo tak zawsze mówiła jej babcia, a wnuczka wierzyła jej, jak nikomu na świecie. Gdy przywołała na myśl czasy, kiedy jeszcze były razem, nagle babcia stanęła przed nią, jak żywa. Dziewczynka wykrzyknęła: 
- Babciu, proszę, zabierz mnie ze sobą! Gdy tylko zapałka zgaśnie, znikniesz jak piec, gęś i choinka, a ja chcę być już zawsze z tobą! 
Na te słowa babunia tylko się uśmiechnęła, wzięła dziewczynkę w objęcia i razem poleciały do nieba, gdzie jest ciepło i nie czuje się głodu. 
Nad ranem przechodnie znaleźli pod domem martwą dziewczynkę, trzymającą garść wypalonych zapałek. 
- Biedactwo, pewnie chciała się ogrzać - powiedział ktoś, a inni pokiwali głowami z powagą. Byli to ci sami ludzie, którzy nocą mijali dziewczynkę i nawet na nią nie spojrzeli. I nikt nie miał pojęcia, jak cudowne rzeczy zobaczyła mała, zanim odeszła szczęśliwa wraz ze swoją babunią.
- To strasznie smutne – powiedziałam po chwili ciszy jaka nastąpiła. – Ta dziewczynka była strasznie samotna, tak jak ja teraz. Nie miała misia do którego mogłaby się przytulić. Nie miała rodziców, ani babci, która mogłaby wpuścić ją do środka. Bardzo jej współczuje. Ja mam kochających rodziców i czasami bardzo się na nich złoszczę. Myślę wtedy bardzo niedobre rzeczy na ich temat. Czy jestem zła? – zapytałam.
- Nie jesteś zła, czasami każdy z nas myśli złe rzeczy, najważniejsze, żeby nie robić nikomu nic złego – pogłaskała mnie po twarzy. – Dobrze, możesz się teraz zdrzemnąć, może przyśni Ci się dziewczynka z zapałkami.
***
Bajka została zaczerpnięta ze strony basn.pl

sobota, 18 stycznia 2014

Część 2 - "Poszukiwania"

Przebywanie w szpitalu nie jest przyjemną sprawą, nawet dla osób, które są tam tylko po to, aby kogoś odwiedzić. A leżenie samemu w łóżku dla 6 letniej dziewczynki, jest jeszcze gorsze, szczególnie jeśli nie wiadomo co dzieje się z rodzicami. I jeszcze do tego, nikt nie Chce Cię do nich zabrać.
Nie dam za wygraną, powiedziałam do siebie, następnego, wyjątkowo nudnego dnia. Podczas którego nikt się mną nie interesował. Nawet nie chcieli dać mi do towarzystwa żadnego dziecka. Czułam się powoli coraz to lepiej, w sumie to nic mi nie dolegało. Mimo to cały czas kazali mi leżeć, jakbym co najmniej była nie wiadomo jak chora. Odłączyli mi ostatnią tego dnia kroplówkę i siostra nie odezwawszy się ani słowem wyszła na korytarz. Miałam już dość tej nudy, dość tego, że nikt nic nie chciał mi powiedzieć, nie miałam nawet z kim porozmawiać.
Postanowiłam wybrać się na tajną eskapadę, aby zobaczyć co słychać u rodziców. Wyczekałam aż na korytarzu zrobi się spokojniej, ludzie po obiedzie będą przebywać w swoich salach, a pielęgniarki będą odpoczywały i plotkowały w pokoju na końcu korytarza. Wymknęłam się ze swojej sali i cichutko niczym czające się w krzakach zwierzę powolutku stąpałam w kierunku najbliższej sali. Z reguły ludzie zostawiali uchylone drzwi, więc dla mnie było to dobre, ponieważ nikt nie był świadomy, tego że ktoś wchodzi do ich sali. W pierwszym pomieszczeniu nie zobaczyłam nikogo, kto chociaż trochę przypominałby moich rodziców. Większość ludzi była w trakcie popołudniowej drzemki. Chodziłam tak od sali do sali i już straciłam nadzieję, kiedy nagle usłyszałam głos na korytarzu.
- Szukasz kogoś? – zapytała pielęgniarka, której nigdy nie widziałam u siebie w sali.
- Mieliśmy wypadek, szukam rodziców – odpowiedziałam.
- Zaraz Ci pomogę, tylko pójdę sprawdzić gdzie leżą – zaoferowała wesoło. Po chwili wróciła do mnie.
- Chodź, zaprowadzę Cię do taty.
- Dobrze – ucieszyłam się.
Poprowadziła mnie do sali na samym końcu korytarza. Weszłam za nią, szukając wzrokiem znajomej mi twarzy. Podeszłyśmy do łóżka stojącego najdalej od drzwi. Na łóżku leżał mój tata. Większość jego twarzy była opuchnięta i pokryta różnymi kolorami. Spał.
- Tatusiu – przytuliłam się do niego. Nie zareagował na mój uścisk.
- Co mu jest? – zapytałam.
- Jest bardzo chory, musi spać, żeby szybciej wyzdrowieć – odpowiedziała głaszcząc mnie po głowie.
- Wystarczy, nie można mu przeszkadzać – pociągnęła mnie do drzwi.
- Teraz do mamusi – powiedziałam patrząc na nią.
- Nie ma jej tutaj – odpowiedziała ostrożnie.
- Jak to..? A gdzie jest? – zdenerwowałam się.
Kucnęła obok mnie i popatrzyła mi prosto w oczy.
- Twoja mamusia.. – zaczęła. – Jest w niebie.
Popatrzyłam na nią jak na wariatkę.
- A kiedy stamtąd wróci? Pan doktor powiedział, że będę mogła ją zobaczyć – krzyknęłam.
- Ale nie możesz… Ona nie przeżyła wypadku – powiedziała przytulając mnie mocno. – Twoja mamusia nie żyje.
Poczułam jak moje ciało zdrętwiało, a z policzków leciały stróżki łez. Wytarła mi je dłonią i zaprowadziła do łóżka. Położyła mnie na nim i przykryła kołdrą. Nie czułam nic, byłam kompletnie odrętwiała. Z oczu cały czas leciały mi łzy, nie mogłam ich powstrzymać. Zwinęłam się w kłębek i dalej szlochałam. Nie słyszałam wokoło nic, zapanowała kompletna cisza. Nie byłam nawet w stanie mrugnąć oczami. Poczułam w środku ogromną pustkę. Przed oczami, miałam cały czas roześmianą twarz mamy. Nie docierało do mnie, to co przed chwilą usłyszałam od pielęgniarki…
Jutro pójdę do tego lekarza i poproszę go o to, aby sprowadził tutaj moją mamę, żebym mogła ją zobaczyć. Ta pani na pewno mnie oszukała. Moja mamusia nie odeszłaby od nas. Zawsze mówiła, że bardzo Nas kocha. To na pewno jest jakaś pomyłka, ta pani się myliła…

Wstałam, ale czułam się tak jakby to ktoś trzymał mnie z tyłu i pomagał stawiać kroki. Poszłam do sali w której byłam przed chwilą, podeszłam do łóżka na którym leżał mój tata i położyłam się obok niego.

środa, 15 stycznia 2014

Część 1- "Gdzie ja jestem"

Wszystko mnie bolało, czułam się tak, jakbym za chwilę miała umrzeć. Starałam się poruszyć ręką, ale nie chciała się ruszyć ani o milimetr. Powoli uchyliłam powieki, ale zamknęłam je od razu pod wpływem mocnego światła, które zobaczyłam. Gdzie ja jestem? Czy właśnie tak wygląda niebo? Czy zaraz zobaczę pieska z mojego snu? Poczułam, że moje policzki zrobiły się mokre.
- Cześć maleńka – usłyszałam czyjś głos.
- Mama? – zapytałam. Nikt nie odpowiedział.
Ponownie postanowiłam spróbować otworzyć oczy. Znowu to samo, ostre światło. Nie chciałam dać za wygraną, nie jestem słabeuszem, dam radę. Po kilku minutach udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam, że leżę na łóżku w jakimś nie za dużym pokoju. Obok mnie stoi jakaś dziwna aparatura, a do ręki mam przyczepioną rurkę. Gdzie ja jestem?
- Skarbie – do pokoju wpadła ciocia Lusia.
– Słoneczko moje – dopadła mnie i zaczęła przytulać.
- Auu – syknęłam, kiedy poczułam ostry ból w piersiach.
- Przepraszam – odskoczyła nagle.
- Gdzie jest mama? – zapytałam.
Zobaczyłam tylko łzy w jej oczach, które pomalutku spływały po policzkach.
- Co się dzieje – zaczęłam krzyczeć. Na co przybiegła pielęgniarka i dostałam jakiś zastrzyk, po którym zapadłam w błogi sen.
Gdy ponownie się obudziłam nikogo nie było w pokoju. Panował mrok, było strasznie cicho. I to właśnie ta cisza przypomniała mi o tym co się stało niedawno. Znowu zobaczyłam samochód pędzący prosto na nas i drzewo, potem potworny ból, który rozdzieram moją czaszkę. Na chwilę zobaczyłam przejmującą ciemność przed oczami. To stało się naprawdę… Mieliśmy wypadek… Tylko dlaczego mama ani tata nie przyszli do mnie. Nie chcą wiedzieć co się ze mną dzieję..?  Wstałam z łóżka, ponieważ nagle zachciało mi się do toalety. Wystawiłam głowę zza drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Wszędzie cisza i spokój i ani jednej żywej duszy. Powoli poszłam w kierunku łazienki, starając się nie narobić żadnego hałasu, żeby nie zburzyć panującego wokoło spokoju. Załatwiłam swoją potrzebę i wróciłam do łóżka. Opadłam na pościel czując się tak, jakbym co najmniej przybiegła do mety po długim maratonie. Podwinęłam spodnie od pidżamy i zobaczyłam, że mam całe nogi w siniakach, które bardzo bolały pod najmniejszym nawet naciskiem. Niektóre były nawet krwiście czerwone, nigdy nie miałam czegoś takiego na ciele. Szybko obciągnęłam nogawki na dół i położyłam się delikatnie na boku, czując pewien ból w klatce piersiowej. Zamknęłam oczy chcąc zasnąć, jednak coś nie dawało mi spokoju, uniemożliwiając spokojny odpoczynek. Nie wiedziałam o co chodzi, ale byłam przekonana, że niepokój jest spowodowany jakimś wydarzeniem. Rano na pewno przyjdą do mnie rodzice. Chciałam pocieszyć samą siebie. Czułam się strasznie samotna pośród tej głuchej ciszy.
Chyba udało mi się zasnąć, ponieważ kiedy ponownie otworzyłam oczy w pokoju było jasno. Na korytarzu usłyszałam jakiś hałas. Nie chciało mi się wstać z łóżka, więc czekałam spokojnie i nasłuchiwałam. Tymczasem owy dźwięk powoli zbliżał się do moich drzwi. Aż w końcu stanęła w nich pani z wózkiem.
- Śniadanie – zawołała.
Usiadłam i czekałam co zrobi. Ona tymczasem podeszła do stolika, który stał koło mojego łóżka i postawiła na nim szklankę herbaty oraz talerz z dwoma kanapkami.
- Smacznego – powiedziała i wyszła z pokoju zostawiając mnie znowu samą.
Powoli sięgnęłam ręką po herbatę. Chciało mi się pić, w ustach czułam suchość. Zachłysnęłam się pierwszym łykiem ciepłego płynu. Odstawiłam szklankę na stolik i zaczęłam kaszleć, czując przy tym obolałą klatkę piersiową. Zjadłam kanapkę, popiłam herbatą i oparłam się o poduszkę.
Po chwili do sali weszło dwóch ludzi, kobieta i mężczyzna.
- Jak się czujesz – zapytał wesoło.
- Jakoś – odpowiedziałam. – Gdzie są moi rodzice
- Są kilka sal obok – odparł, na co już stałam na podłodze.
- Hola hola, nie wolno Ci wstawać moja panno – zatrzymał mnie szybko. – Kiedy będziesz mogła, razem z siostrą pojedziesz, ale jeszcze nie teraz.
- Dlaczego! – krzyknęłam z płaczem.
- Ponieważ oni na razie śpią.
- To nie można ich obudzić? – zapytałam. Siostra odwróciła się do nas plecami, a lekarz zacisnął wargi.
- Nie, nie można, muszą odpoczywać, żeby wyzdrowieli – odparł krótko i wyszedł z sali.
- Zabierze mnie Pani do nich? – zapytałam siostry. Odwróciła się tak, że nie zobaczyłam jej twarzy i wyszła za lekarzem.

O co im wszystkim chodzi? Zaczęłam się zastanawiać. Ale skoro on powiedział, że mnie zabiorą to na pewno tak będzie. Rodzice muszą odpoczywać. Pewnie też coś ich boli i mają siniaki, takie jak ja…

sobota, 11 stycznia 2014

Przed cz. 2 - "Podróż"

Tata podniósł moją poturbowaną walizkę i razem poszliśmy, aby zapakować ją do samochodu. Zapakować, to słowo nie do końca obrazowało to co trzeba było uczynić, aby walizka jakimś cudem znalazła się w środku, a bagażnik domknął się do końca. Po tym zabiegu można było dosłyszeć, że samochód stęknął delikatnie. Oczywiście jeżeli miało się wybujałą wyobraźnię no i koniecznie trzeba było mieć 6 lat.
Mama wróciła jeszcze do domu, aby zrobić obchód i sprawdzić jeszcze raz czy wszystko zostało odłączone od prądu i czy okna są pozamykane. Pół godziny później z radością na twarzach opuszczaliśmy podwórko.
Czekała nas długa trasa, mnie troszeczkę krótsza, ponieważ kończyła się u wujostwa w połowie drogi, gdzie miałam spędzić 3 tygodnie na zabawie z kuzynką. Tymczasem rodzice jechali dalej nad morze, aby spędzić swój wymarzony urlop. Nie miałam nic przeciwko temu, ponieważ wiedziałam, że razem z Oliwią będę bawiła się dużo lepiej niż oni. Oczywiście jak na swój mały rozumek.
- Siku – zawołałam widząc z daleka stację benzynową.
- Dobrze, więc robimy postój – odparł tata. – W sumie to mógłbym coś zjeść.
Zaparkowaliśmy z boku, aby nikomu nie przeszkadzać i razem z mamą poszłam do toalety.
- Nie potrzebujesz pomocy? – zapytała.
- Dam sobie radę – odpowiedziałam z poważną miną.
- Dobrze, w takim razie poczekam – uśmiechnęła się.
Gdy załatwiłam swoje potrzeby wymyłam ręce i wyszłam z kabiny, na zewnątrz czekała na mnie mama.
-Masz ochotę coś zjeść?  - zagadnęła.
- A jest moja ulubiona kanapka z szynką i serem? – zapytałam.
- Oczywiście.
- To mogę trochę zjeść – zgodziłam się wesoło.
Gdy wróciłyśmy do samochodu tata dopijał resztki herbaty.
- Matko kochana, co Wy zawsze tyle robicie w tej toalecie? -  zajęczał, bardziej z uczucia przejedzenia niż pretensji.
- Musiałam poprawić makijaż – odparłam, na co rodzice odpowiedzieli salwą śmiechu. Popatrzyłam na nich obrażonym wzrokiem i zabrałam się za swoją kanapkę. Posiliwszy się odpowiednio wsiedliśmy z powrotem do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem usiadłam sobie na środku, aby patrzeć na to co się dzieje na drodze, wtedy podróż nie wydawała się już taka długa. Rodzice puścili moją ulubioną płytę z piosenkami Majki Jeżowskiej i razem z mamą śpiewałyśmy na całe gardło. Po piątej piosence zaczęło boleć mnie gardło.
- Chyba nie muszę Ci powtarzać jak masz się zachowywać w gościach? – spojrzała na mnie mama. Pokręciłam tylko głową. – masz być grzeczna. Słuchać tego co mówi do Ciebie ciocia i wujek, nie pyskować, wykonywać ich polecenia. Pomagać przy obiedzie, kolacji, śniadaniach. Mówić proszę i przepraszam. Nie wrzeszczeć, nie robić krzywdy zwierzętom. Myć się codziennie i nie wymyślać Bóg wie jakich rzeczy. Wcale nie musieli się zgodzić na to, żebyś była u nich te trzy tygodnie. Więc proszę Cię zachowuj się tak, żebyśmy nie musieli się za Ciebie wstydzić i żeby jeszcze kiedyś chcieli Cię do siebie zaprosić. – skończyła mama.
- Rozumiem – odpowiedziałam tylko.
- Pamiętaj, jeden głupi wyskok, a nigdy więcej nigdzie Cię już nie zabierzemy. Będziesz zostawała w domu razem z sąsiadką zza płotu. Zawsze Cię lubiła i proponowała nam, że może się Tobą zaopiekować. – pogroziła, na co odpowiedziałam robiąc wystraszoną minę. – O nie, tylko nie ta straszliwa baba śmierdząca kotami i kupą. – pomyślałam.
W samochodzie zapadła cisza. Płyta z piosenkami dobiegła końca i włączyła się jakaś stacja radiowa. Siedziałam wpatrując się w samochody po drugiej stronie drogi, które mijały nas z cichym szumem. Powoli zaczynały mi się zamykać powieki. Wokoło robiło się tak jakoś dziwnie cicho. Zobaczyłam przed sobą malutkiego pieska, który szedł w moim kierunku. Uśmiechnęłam się i chciałam go zawołać, jednak nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Piesek obrócił się i zaczął przede mną uciekać, chciałam go dogonić jednak nie byłam w stanie. Starałam się najmocniej jak mogłam, ale zwierzątko oddalało się ode mnie coraz bardziej. Obudził mnie nagły pisk opon. Otworzyłam szybko oczy i poczułam jak auto zaczęło lekko ruszać się na boki.
- Co za frajer – krzyknął ojciec do gościa z naprzeciwka, który o mały włos wjechałby w Nas jadąc z przeciwka. Mama położyła rękę na ręce ojca, która spoczywała teraz na gałce zmiany biegów. Popatrzył na nią z czułością we wzroku.

I w tej właśnie chwili zobaczyłam jak z naprzeciwka prosto na nas jedzie duże auto, większe od naszego. Krzyknęłam tylko i poczułam jak auto zaczyna gwałtownie zjeżdżać z prawo, prosto w drzewo. Z moich ust wydarł się kolejny okrzyk, który po chwili został zagłuszony przez głośny dźwięk klaksonu. Poczułam jak przednie siedzenie zaczyna zgniatać mi nogi. Zrobiło się tak cicho, że nie mogłam tego wytrzymać. Coś zaczęło mnie nagle boleć, mocny pulsujący ból dochodził aż do głowy i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Widziałam tatę, który leżał na kierownicy, wokoło było dużo szkła, po rękach leciała mu krew, dużo krwi. Mama oparta była o fotel i również się nie ruszała. Spojrzałam na swoje nogi na których była krew, która skapywała cieniutką stróżką po jej fotelu. Zaczęło mi się kręcić w głowie i obraz robił się coraz bardziej rozmazany. Po chwili straciłam przytomność… 

środa, 8 stycznia 2014

Przed cz.1 - "Wyjazd"

- Wstawaj kotku! – usłyszałam z dołu wołanie swojej mamy.
W pokoju panował mrok, oznaczało to, że jest bardzo wcześnie. Przetarłam oczy pięściami i popędziłam do mamy na dół. Ostrożnie zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni, skąd dolatywał zapach tostów. Usiadłam na swoim krześle i czekałam popijając ciepłą herbatę.
- Jak się spało mojemu skarbkowi? – zapytała mama przytulając się do mnie.
- Śniło mi się dużo rzeczy – odparłam rezolutnie. 
– Miałam koszmary – poskarżyłam się.
- A mówiłam wczoraj, żebyś nie oglądała z tatą tego filmu – pogroziła palcem mama.
W głębi domu można było dosłyszeć powolne ciężko stawiane kroki.
- Czołem gromada – do kuchni wkroczył tata zwabiony zapewne zapachem kawy i tostów.
- Jak tam mała – mrugnął do mnie okiem.
-Oj nie mam ja już na Was siły – westchnęła mama.
-A gdzie są twoje walizki? – powiedziała mama widząc, że kończę swojego Tosta.
- Na górze – pokazałam palcem na sufit.
-No to zmykaj po nie szybko, bo pojedziemy bez Ciebie – zagroziła wesoło mama.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam jakby gonił mnie jakiś groźny pies.
- Kochanie – przytulił się do żony.
- Tak wiem, udała się nam córeczka – uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
- Cieszę się na ten urlop – dodał – to będzie nasz pierwszy urlop sam na sam – cmoknął ją w ucho.
Tymczasem na górze było całkowicie cicho. Aż za cicho.
- Ciekawe co ta mała tam wyprawia – powiedziała  mama wiedząc o tym, że nie wróży to nic dobrego.
W pokoju na górze byłam tylko ja, więc co niby takiego strasznego mogłoby się stać? Musiałam przytulić się do wszystkich misiów na „do widzenia”, gdyż rodzice nie pozwolili ich wszystkich zabrać. Zrobili tylko wyjątek dla mojego najulubieńszego misia z którym nigdy się nie rozstaje. Obróciłam się jeszcze, aby popatrzeć ostatni raz na swój pokoju i razem ze swoim misiem stanęłam na schodach. Walizka była bardzo ciężka i ledwo ją ze sobą przy taszczyłam. Wiedziałam, że nie dam rady zatargać jej na dół. Uśmiechnęłam się do siebie i popchnęłam ją ze schodów. Walizka zaczęła spadać na dół robiąc przy tym sporo hałasu.
- Wiedziałam – mama wyskoczyła z kuchni, aby zobaczyć co się dzieje.
- Nie dałabym rady, była za ciężka – zaczęłam się usprawiedliwiać widząc zdenerwowaną twarz mamy.
- Ależ kochanie, przecież nic się nie stało – przytulił ją mąż.
- Ja też chce – zawołałam widząc, że rodzice się przytulają. Zaczęłam biec na dół. Jednak zahaczyłam nogą o przed ostatni schodek i poszybowałam prosto w ramiona ojca.
- Musisz na siebie uważać, bo nie wiem co bym zrobił gdyby nagle Ciebie zabrakło – przytulił się do mnie. Nie bardzo rozumiałam o co mu chodziło, ale odwzajemniłam uścisk najmocniej jak potrafiłam. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Wstęp

Wielkie krople deszczu bębniły cichutko w okno niewielkiego ponurego pokoju, w którym siedziała ciemnowłosa dziewczynka, pogrążona w równie ponurych myślach. W ręce trzymała stare, pożółkłe zdjęcie, z którego uśmiechała się do niej ładna kobieta o miłym uśmiechu i tak samo ciemnych włosach. Przez chwilę dziewczynka dotknęła swoich kosmków i uśmiechnęła się do siebie. Miały takie same włosy… Uśmiech trwał równie krótko jak się rozpoczął i na fotografię skapnęło kilka łez, które rozmazane małym palcem sprawiły, że obraz kobiety stał się niewyraźny. A może to przez to, że w oczach miała pełno łez? Dlaczego czuła się tak strasznie?
Ludzie widząc takie małe, płaczące dziecko pewnie pomyśleliby, że jakaś starsza siostra albo brat zabrali jej zabawkę. Ale kiedy mu się dłużej przyjrzy, może dostrzeże więcej bólu niż zdążyłby zaznać niejeden dorosły człowiek. Mała dziewczynka chociaż taka niewinna, przeżyła już w swoim życiu o wiele za dużo. Ta mała dziewczynka patrzy właśnie na jedyne zdjęcie swojej matki, której nie widziała od roku. Jedyne i zarazem ostatnie wspomnienie jakie jej pozostało to ciemna noc, czyjś przerażający krzyk, potworny dźwięk klaksonu i głucha cisza trwająca w nie skończoność. Owe wspomnienie sprawia, że czasami budzi się w nocy z krzykiem i tuli najmocniej jak potrafi do największego misia, którego dostała od mamy na urodziny. Czasami zdarzają się i dobre sny, podczas których może zobaczyć swoją ukochaną mamusię. Wtedy budzi się z uśmiechem na twarzy i biegnie na dół wołając cały czas: „Mamusiu!”. Zbiega do pokoju i widzi pijanego ojca na kanapie z jakąś nagą kobietą, leżącą na miejscu jej matki. Wówczas zdaje sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. Wraca z powrotem do  siebie, aby wtulić się w misia.
Teraz jej łzy spowodowane są tym, że z pokoju na dole dochodzą odgłosy kolejnej kłótni, która zawsze kończy się jakimiś jękami. Mama zawsze, gdy coś takiego pokazywało się na ekranie mówiła, że to nie jest dla dzieci i kazała jej wyjść z pokoju. Ale ona i tak z ciekawości zawsze podglądała, chowając się na szczycie schodów, skąd nikt nie mógł jej dostrzec. Rodzice wtedy obejmowali się i szeptali sobie coś do ucha. Lubiła patrzeć jak rodzice siedzą przytuleni na kanapie. Bardzo często tak robili, ona wtedy przybiegała do nich i pakowała się do środka.

A teraz bała się ojca, który cały czas wrzeszczał na wszystkich, przeklinał, a czasami nawet bił kobietę, która akurat była w domu. Niektórym czasami nawet współczuła, ale z drugiej strony czuła do nich wielką niechęć, ponieważ próbowały zastąpić jej matkę. W takich sytuacjach nie pozostawało jej nic innego jak mocno wcisnąć palce do uszu i poczekać aż na dole zapadnie cisza.