wtorek, 25 marca 2014

Część 8 - "Nieprzyjemny incydent"

Moje oceny w szkole były takie sobie. Nie zależało mi już na tym, aby być najlepszą. Koleżanki przestały mnie lubić, wszyscy zaczęli mnie najzwyczajniej w świecie omijać. Na przerwach zostawałam sama ze swoim bólem, nie mając nawet możliwości obcowania z rówieśnikami. Z jednej strony było mi z tym dobrze, ponieważ nie potrafiłam już śmiać się tak jak wcześniej, zanim moje życie całkowicie się zmieniło. Kiedyś byłam wesołą dziewczynką, która lubiła chodzić do szkoły, bawić się z koleżankami, spotykać z nimi. Uwielbiałam się uczyć, ponieważ rodzice byli wtedy ze mnie dumni. Niestety wszystko skończyło się i już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Mimo, że na zewnątrz nadal byłam małą dziewczynką, w środku czułam się jak stary, schorowany człowiek. Nieszczęśliwy i niekochany człowiek to najgorsze co istnieje na świecie. I żadne pieniądze nie są w stanie tego zapewnić.


Dni dłużyły mi się strasznie. Ze szkoły do domu i z powrotem do szkoły. Ojciec całkowicie o mnie zapomniał. Dla niego liczyły się już tylko „koleżanki”, które zapraszał do naszego domu. Nienawidziłam ich najmocniej jak tylko potrafiłam. Starałam się unikać, ale nie było to takie proste kiedy panoszyły się po całym domu. Dobrą stroną było to, że czasami robiły coś do jedzenia. Brałam wtedy talerz i szłam do siebie do pokoju, aby w spokoju skonsumować posiłek. Jedne gotowały lepiej drugie gorzej, ale najważniejsze, że miałam z czego żyć, bo bez tego pewnie już dawno zabraliby mnie do domu dziecka. Czasami dzwoniła do Nas ciocia i pytała się jak u Nas. Kłamałam wtedy mówiąc, że wszystko dobrze, ponieważ było mi wstyd za tatę i za to co robi. Nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o tym. Wiedziałam również, że kwestią czasu jest jej przyjazd do Nas.
***
- Ej mała – usłyszałam wołanie za sobą. Odwróciłam się, aby zobaczyć kto idzie za mną.
- To Ty jesteś tą sierotą bez matki mieszkającą z ojcem pijakiem? – Przyspieszyłam kroku. – Mówię do Ciebie, głucha jesteś! – Chłopak idący za mną nagle złapał mnie za ramię. Stanęłam i popatrzyłam mu prostu w oczy.
Nie daj się zastraszyć – myślałam  - Jeżeli dasz po sobie poznać choćby cień strachu, będzie po Tobie!
- Jednak ładna jesteś – zacmokał obrzydliwie.
- Czego chcesz ode mnie? – zapytałam twardo.
- Chciałem tylko chwileczkę z Tobą pogadać – uśmiechnąć się obleśnie. – Masz może ochotę na cukierka?
- Nie, dzięki – odparłam. – Nie jem słodyczy.
- A może jednak się skusisz, nie daj się prosić. Nie grzecznie jest odmawiać takiej uprzejmości ze strony starszej osoby – w dalszym ciągu próbował mnie namówić, abym wzięła od niego cukierek.
- A ja słyszałam, że nie wolno brać niczego od nieznajomych – odgryzłam się.
- Ale ja wcale nie jestem nieznajomym. Mam na imię Piotrek – wyciągnąć rękę w geście powitania. Nie uścisnęłam jej. – Ale jesteś uparta i nie dostępna. Masz to po matce?
- Jeszcze raz spróbuj powiedzieć coś złego o mojej mamie, a popamiętasz – uprzedziłam ostrożnie.
- Mały zakapior – zaczął się  śmiać. – I co mi zrobisz? Uderzysz mnie tą swoją małą piąstką? – wziął moją zaciśniętą pięść w swoją rękę. Nie dasz rady się obronić.

Nie myśląc długo kopnęłam Go z całej siły, jaką zdołałam wykrzesać ze swojego małego ciałka prosto między nogi. Uścisk na pięści rozluźnił się i chłopak klęknął przede mną z pięknym grymasem bólu na twarzy. Szybko odskoczyłam na bezpieczną odległość i popędziłam ile sił w nogach prosto do domu. Z daleka słyszałam jego nawoływanie, a raczej kolejne groźby pod moim adresem. 
Odetchnęłam dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi. A raczej oparłam się na nich, ponieważ czułam się tak, jakbym zaraz miała umrzeć. Nogi bolały mnie niemiłosiernie a w płucach paliło jakbym połknęła ogień.
- O, wychodziłaś gdzieś – zapytał ojciec, przechodząc akurat obok drzwi z puszką piwa w ręce. Nie odezwałam się do niego ani słowem i poszłam do swojego pokoju wchodząc po drodze do kuchni. Zabrałam stamtąd kilka kromek zaschniętego chleba i słoik z dżemem. Tym razem nie było żadnego obiadu, widocznie aktualna dziunia nie potrafiła nic ugotować, albo zamówili sobie coś oczywiście zapominając o mnie.

niedziela, 9 marca 2014

Część 7 - "Ostatnie pożegnanie"

Weszliśmy razem z innymi do kaplicy. Ciotka popchnęła Nas do przodu, siadając za Nami. Po środku stała trumna z otwartym wiekiem. Czułam się bardzo dziwnie, z jednej strony bardzo chciałam podejść i zajrzeć do środka, a z drugiej bałam się tego co mogę tam zobaczyć. W filmach pokazywali różne rzeczy i przez to miałam dziwny lęk. Wstałam jednak z ławki i powoli podeszłam do trumny. Zajrzałam do środka i zobaczyłam tam mamę. Leżała bez ruchu ubrana w ładną ciemną sukienkę. Oczy miała zamknięte, usta zaciśnięte i pomalowane na czerwono, tak samo jak paznokcie. Była strasznie blada, nagle zrobiło mi się jej strasznie żal. Przytuliłam się do niej łkając cichutko.
– Mamusiu, nie odchodź od Nas, zostać z Nami, wróć do domu – łkałam cichutko pod nosem. Była chłodna w dotyku. I taka jakby bez życia.
- Chodź złotko – po chwili podeszła do mnie ciocia i przyprowadziła z powrotem do ławki. Nie widziałam już nic, oczy zaszły mi łzami i nie chciały przestać lecieć. Pragnęłam znaleźć się teraz w domu i przytulić do swojego misia. Zamiast tego przytuliłam się do taty, który nie odwzajemnił mojego uścisku. Miał mocno ściśnięte wargi i jakby nieobecny wzrok. Po nabożeństwie wszyscy ruszyli za trumną na zewnątrz. Złapałam tatę za rękę i pociągnęłam za innymi. Nawet nie spojrzał na mnie, ani przez chwilę. Włożyli mamę do dziury w ziemi i ludzie zaczęli się rozchodzić. Wróciliśmy z powrotem do samochodu i wujek odwiózł Nas do domu. Nikt się do nikogo nie odzywał, ciocia nawet nie próbowała się wpraszać do środka.
Atmosfera w domu była jeszcze gorsza niż wczoraj. Po tym ostatnim pożegnaniu  czułam się jeszcze gorzej, ponieważ teraz wiedziałam już na pewno, że mama nie wróci. Przedtem miałam jeszcze cień nadziei, który teraz prysł bezpowrotnie. Nasze dalsze życie stało pod wielkim znakiem zapytania, chyba że stanie się coś co odmieni to wszystko co Nas spotkało. Tyle, że śmierć jest przecież nieodwracalna.

Tata całkowicie zamknął się w sobie i zdawało się, że mnie nie zauważa. Bardzo brakowało mi jakiejkolwiek oznaki czułości z jego strony. Stał się całkowicie inną osobom. Teraz to ja mimo niewielu lat, starałam się Nim zajmować najlepiej jak mogłam. Sprzątałam w miarę możliwości i odgrzewałam to co podrzucała Nam ciotka. Gdyby nie ona to nie wiem z czego byśmy żyli, ponieważ potrafiłam robić tylko kanapki i to nie do końca tak jak powinno się to robić. Po dwóch tygodniach przestał chodzić do pracy. Całymi dniami przesiadywał na kanapie i zmieniał kanały w telewizji. Jadł to co mu podsuwałam pod nos i nawet nie odwracał wtedy wzroku od ekranu. Musiałam sama o siebie zadbać. Miałam blisko do szkoły, więc nie stanowiło to jakiegoś większego problemu.  Ubierałam się rano i wychodziłam do szkoły zamykając drzwi, ponieważ wiedziałam, że jak wrócę tata dalej będzie siedział na kanapie i nie zauważy nawet mojego powrotu. Więc przypadkowa osoba mogłaby wejść do środka i nie zostać zauważona. Przyzwyczaiłam się już do tego jak obecnie wyglądało moje życie, nie miałam się komu wyżalić, więc zaciskałam zęby i dusiłam to wszystko w sobie. Do momentu, kiedy po powrocie któregoś dnia z domu zastałam ojca z obcą kobietą w łóżku. Wtedy nie wytrzymałam i wydarłam się na ojca. To był moment, kiedy straciłam do niego zaufanie i przestałam darzyć go jakimkolwiek szacunkiem.

czwartek, 13 lutego 2014

Część 6 - "Powrót do domu"

Trzy dni później pozwolili nam wyjść ze szpitala. Tata wyzdrowiał już na tyle, żeby mogli Go wypuścić. Czułam się bardzo dziwnie, wracając do domu we dwójkę. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przyjechała po nas ciocia Lusia, ponieważ nie oddali nam samochodu, zresztą i tak nic z niego nie zostało. Ciocia zabrała nas spod szpitala, próbowała się uśmiechać, aby dodać nam otuchy, ale nie za dobrze jej to wychodziło. Zresztą było trochę nie na miejscu. Chciałam zapytać się jaki ma powód do zadowolenia, ale nie chciało mi się nic mówić. Z drugiej strony to wcale się nie cieszyłam z tego, że wracamy do domu. To nigdy nie będzie już taki dom jak do tej pory. W ogóle nie wyobrażam sobie mieszkać w miejscu w którym na każdym kroku widzę oczami wyobraźni twarz swojej mamy. Ta myśl była nie do zniesienia i powodowała, że czułam się jeszcze gorzej niż przez te wszystkie dni, które spędziłam w szpitalu.
- Tutaj macie zakupy, zrobiłam je dla Was wczoraj – pokazała na lodówkę. – Ugotowałam zupę i drugie danie. Mam nadzieję, że będzie Wam smakować. Jeżeli mogę jeszcze coś zrobić to mówcie.
- Proszę Cię bardzo żebyś się stąd wyniosła i nigdy więcej tutaj nie wracała – odezwał się tata przez zaciśnięte zęby. Popatrzyła na niego wystraszonym i obrażonym wzrokiem, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Nastąpiła błoga cisza, taka przerażająca, że słyszałam piszczenie w uszach. Poszłam do swojego pokoju i w biegu skoczyłam na łóżko. Przytuliłam się do misia, który na nim leżał i zamknęłam oczy. Chciałam zobaczyć mamę, kiedy ponownie otworzę powieki. Lecz w głębi duszy wiedziałam, że nie jest to możliwe. Żyłam tylko nadzieją, że będą mogła ją zobaczyć ostatni raz.
To nie było już to samo, wokoło panowała grobowa cisza, nie wiedziałam nawet, co robi i gdzie jest tata. Równie dobrze mógł wyjść na zewnątrz, a ja nawet nie wiedziałabym o tym. Byliśmy dla siebie jak obce osoby. Zamiast trzymać się razem, oddaliliśmy się i to bardzo. Na tyle, że nie interesowaliśmy się drugą osobom. W ciszy przeżywaliśmy swoją tragedię, dławiąc się nią od środka. Będąc w szpitalu wydawało mi się, ze jakoś to będzie, natomiast w tych pustych, cichych ścianach było nie do wytrzymania. Kilka godzin później zrobiłam się potwornie głodna, zeszłam na dół do pokoju rodziców i zajrzałam do środka. Tata leżał po swojej stronie łóżka i najwidoczniej spał. Poszłam więc do kuchni i odgrzałam jedzenie, które dla nas zrobiła ciotka. Wzięłam talerze i zaniosłam je do taty. Położyłam jeden na stoliku obok łóżka i zaczęłam konsumować to co miałam na swoim. Nie wiem co jadłam, ponieważ smakowało jak trociny. Chyba straciłam zmysł smaku, albo ciotka nie potrafiła gotować.
- Tato, przyniosłam jedzenie – szturchnęłam go w rękę. Poruszył się lekko, ale nie otworzył oczu. – Tatusiu musisz coś zjeść. – powoli przeciągnął się i spojrzał na mnie takim samym smutnym wzrokiem, jakim patrzył na mnie już od kilku dni. – Mi też jest ciężko, ale musimy się trzymać razem, zapomniałeś?
- Dziękuje Ci Słonko – wziął talerz i zaczął jeść. Najwidoczniej dla niego jedzenie smakowało tak samo beznadziejnie jak dla mnie, ponieważ żuł je bez żadnego wyrazu na twarzy. Zjadł i z powrotem położył się do łóżka.
- Tatusiu, kiedy będę mogła zobaczyć się z mamusią – zapytałam cichutko.
- Jutro Słonko, obiecałem i dotrzymam słowa – pogłaskał mnie po głowie. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc położyłam się obok niego na miejscu mamy. Spaliśmy bardzo długo, ponieważ kiedy się obudziłam na zewnątrz było jasno, i ktoś próbował się dostać do domu, strasznie waląc w drzwi. Obudziłam tatę, który najwidoczniej nie słyszał hałasów z zewnątrz. Przed drzwiami czekał na Nas wujek razem z ciocią Lusią i  kuzynką Oliwią.
- Za niedługo zacznie się pogrzeb, zapomnieliście? – powiedział do Nas ostrożnie.
- Musieliśmy spać od wczorajszego popołudnia – ogarnął się tata, w jego oczach zobaczyłam swojego dawnego tatusia.
- Julcia, leć szybko na górę i ubierz się w coś – powiedział do mnie.
Kuzynka poszła ze mną. Mimo, że ją zobaczyłam nie miałam ochoty na głupoty, nie potrafiłam nawet się do niej uśmiechnąć. Ona również najwidoczniej nie wiedziała co ma powiedzieć, więc obie nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. W milczeniu ubrałam się w strój galowy, który miałam założyć na rozpoczęcie roku szkolnego i powoli zeszłyśmy z powrotem na dół. Tata również był już ubrany i wszyscy razem wyszliśmy na zewnątrz.
- Marek, nie zamykasz drzwi? – zwrócił uwagę wujek.

- A tak, jasne że zamykam – ocknął się tata. W milczeniu jechaliśmy w kierunku cmentarza. Wiele razy chodziłam tam z rodzicami, ale jeszcze ani razu nie byłam na czyimś pogrzebie. Chodziliśmy tylko po grobach osób, których nigdy nie miałam okazji zobaczyć na własne oczy. Ale wiedziałam, że jest to miejsce w którym trzeba zachowywać się kulturalnie i spokojnie, jak w kościele. Na miejscu było trochę osób. Już z samochodu zobaczyłam dziadków z obu stron, stali z boku i najwyraźniej na Nas czekali. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam jak babcia przytula mnie mocno, nie mówiąc przy tym ani słowa. Dziwny był ten dzień, wszyscy jakoś niewiele mówili, ale zdawało się, że mimo tego doskonale się rozumieją. Widziałam wokół siebie osoby, których nie poznawałam. Wszyscy witali się z moim tatą kiwając bez słowa głowami.

piątek, 7 lutego 2014

Część 5 - "Kłótnia"

Poczułam nagłe wzburzenie spowodowane tym, że tata podniósł na mnie głos, chociaż nigdy tego nie robił. Nawet jeżeli zrobiłam coś czego nie powinnam była robić. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, ale wydawało mi się, ze niczego przede mną nie ma. Tak, jakbym nagle straciła wzrok. Czułam wielką złość, która mieszała się z rozgoryczeniem i uczuciem bezsilności. Powoli zaczynało docierać do mnie to co się stało niedawno. Moja mamusia naprawdę do mnie nie wróci, nigdy już jej nie zobaczę. Nie do końca pojmowałam jak można tak po prostu nigdy więcej kogoś nie zobaczyć. Co się z nią stało? Gdzie teraz jest? Chciałam w tym momencie bardzo mocno się do kogoś przytulić, ale nie byłam w stanie się poruszyć. Stałam się zamrożona w środku i na zewnątrz. Poczułam jak ktoś mnie podnosi i kładzie na łóżku obok taty. Przytuliłam się do niego mocno, aż z jego ust wydobył się cichy jęk.
- A będę mogła ją zobaczyć chociaż ten jeden raz? – spytałam nie zwracając się do nikogo konkretnego.
- Oczywiście, to mogę Ci obiecać. Jak tylko wyzdrowieje, na pewno zobaczymy się z mamą ostatni raz – tata pocałował mnie w czoło.
Gdy się obudziłam leżałam w łóżku na swojej sali. Wokoło panowała błoga cisza i spokój. Wytarłam oczy rękawem od pidżamy i udałam się z powrotem do taty. Gdy wchodziłam na paluszkach wszyscy spali w najlepsze, położyłam się cichutko w koncie łóżka zwijając się w kłębek. Obudziła mnie siostra, która przyszła zmienić tacie kroplówkę. 
-Kochanie, nie możesz tutaj spać, każda osoba musi mieć osobne łóżko – chciała mnie przekonać to powrotu do siebie. – Twojemu tacie na pewno jest niewygodnie, bo musi zostawić miejsce dla Ciebie, jeżeli ma wyzdrowieć to nie możesz mu przeszkadzać.
- Ja mu nie przeszkadzam. Muszę go pilnować, inaczej zabiorą mi go i zostanę sama jak dziewczynka z zapałkami. – złapałam rękami za obręcz łóżka i nie chciałam pod żadnym pozorem opuszczać tego pomieszczenia. Po chwili dała sobie spokój, najwyraźniej nie miała czasu ani ochoty sprzeczać się ze mną. Pewnie za niedługo naślą na mnie tego niemiłego lekarza. Chcąc czy nie, podniosłam się i poczłapałam powoli do siebie. Nie miałam ochoty się z nim widzieć. Od samego początku nie przypadliśmy sobie do gustu.. Trudno, czasami tak musi być.
Następnego dnia tata czuł się znacznie lepiej. Mógł już normalnie rozmawiać i siadać na łóżku, więc cały dzień spędziliśmy razem. Zadawałam mnóstwo pytań, zupełnie tak jakbym na nowo chciała go poznać. Bo czułam się tak jakbym na nowo dostała rodzica. Nie mogłam się nacieszyć z faktu, że możemy rozmawiać i przytulać się, kiedy tylko mamy na to ochotę. Rozmawialiśmy o tym co będziemy robić po powrocie do domu.
- Kto mi teraz będzie robił rano kanapki do szkoły? – zapytałam.
- A mi kto zrobi do pracy? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Jakoś to będzie, razem musimy dać sobie radę. Na początku będzie bardzo ciężko, ale z czasem się przyzwyczaimy.
- Ile jeszcze będziemy siedzieć w tym szpitalu?
- To zależy od tego kiedy Pan doktor powie, że mogę już iść do domu, ale myślę, że będzie to już niedługo. – odparł z uśmiechem.
- Mam nadzieję, bo już nie mogę tu wytrzymać. Tutaj jest okropnie – stęknęłam z pogardą.
- Nie można tak mówić. Przecież dobrze wiesz, że to miejsce jest po to, żeby ludzie mogli wyzdrowieć. Lekarze ratują tutaj ludziom życie.
- Tak. Ale jakoś nie mogli uratować mamy – odfuknęłam.
- Bo nie każdego się da uratować. Każdy robi co może. Ale nie mamy na wszystko wpływu. Tak miało być i tyle.
- Mam to w nosie. Nienawidzę tego miejsca, bo zabrało mi mamusię, za którą bardzo tęsknie – krzyknęłam ze łzami z oczach.
- A Ty myślisz, że ja za nią nie tęsknię? – zdenerwował się. – Tęsknię za nią jak cholera. Za jej łagodnym głosem, piękną twarzą i delikatnym dłoniom. Jest mi tak samo ciężko jak Tobie. A Ty zachowujesz się jak pępek świata.
- Mam dopiero 6 lat, a nie mam już mamy. To chyba nie jest w porządku. Dzieci w szkole będą opowiadały o tym co robiły na wakacjach, a ja będę mogła powiedzieć im tylko o tym, że moja mama nie żyje. – zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do swojej sali. 
Słyszałam za sobą wołanie taty. Byłam bardzo zła, na niego, na siebie, na wszystkich i wszystko. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać ani nic robić. Chciałam, aby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Pragnęłam udać się w to samo miejsce, w którym znajduje się teraz moja mamusia. Chciałam móc się do niej przytulić, ponieważ była moją jedyną obrończynią, której teraz zabrakło. Miałam ochotę płakać, ale tak bardzo, że nie byłam w stanie wypłakać tych wszystkich żali z siebie. Czułam się strasznie zmęczona całą tą sytuacją. Przerosło mnie to, czułam się jeszcze mniejsza niż byłam. Do tej pory wiodłam wesołe, spokojne życie, nie wiedząc nawet o tym, że mogłoby kiedykolwiek być inaczej. Mała dziewczynka żyła swoim życiem z którego była zadowolona, aż tu nagle spadło na nią takie tragiczne wydarzenie, które w jednej chwili całkowicie odmieniło jej życie. Czasami czułam się tak jakbym stała obok siebie i obserwowała to wszystko z boku. Nie byłam w stanie ogarnąć tego wszystkiego, nie rozumiałam. Mój rozum nie pojmował tego wszystkiego i nie wiedział co go czeka następnego dnia.


niedziela, 2 lutego 2014

Część 4 - "Przebudzenie"

Po kilku dniach zostałam ulubienicą wszystkich sióstr, pracujących na oddziale. Każdego dnia, któraś z nich przychodziła do mnie i czytała mi bajkę. Nawet mi się to podobało, ponieważ miałam jakieś urozmaicenie i dni nie dłużyły mi się już tak bardzo. Znałam już historię Pinokio, Sierotki Marysi, Brzydkiego Kaczątka, Calineczki i Czerwonego Kapturka. Codziennie też odwiedzałam tatusia i opowiadałam mu każdą bajkę jeszcze raz. Czasami nawet inne osoby na sali wsłuchiwały się w moje opowieści, które trochę kolorowałam po swojemu i częstowali owocami. W zamian za urozmaicenie czasu, nawet na mój dziecięcy sposób. 
Byłam już całkowicie zdrowa, jednakże lekarz pozwolił mi zostać w szpitalu, dlatego że nie mieli co ze mną zrobić, bo reszta rodziny mieszkała za daleko. I tylko z jego życzliwości nie umieścili mnie w żadnym domu dziecka ani podobnej placówce. Czasami miałam koszmary, w których cały czas wpadaliśmy na drzewo. I za każdym razem sen kończył się głuchą przejmującą ciszą, która powodowała, że budziłam się w środku nocy cała zlana potem. Z niecierpliwością czekałam na powrót mamy, która chyba była bardzo niepoważna, bo zostawiła mnie samą w tym paskudnym szpitalu. Ale jestem cierpliwa. I wierzę, że niedługo ją zobaczę.
Zastanawiałam się co słychać u kuzynki, do której nie dotarłam. A miałyśmy spędzić takie odjazdowe wakacje. Dlaczego nie chciała mnie odwiedzić? Gdybyśmy leżały tutaj razem to bawiłybyśmy się doskonale. 
Nagle zrobiło się głośno na korytarzu. Jakiś pacjent wyszedł ze swojej sali i zaczął wołać pielęgniarkę. Zaciekawiona wyjrzałam na zewnątrz. Okazało się, że był to pan, który leży w sali mojego taty. Zaciekawiona postanowiłam pójść i zobaczyć co się stało. Po drodze wyprzedziła mnie biegnąca siostra Ania. Gdy dotarłam do sali zobaczyłam, że stała obok łóżka mojego taty. Podeszłam do nich i pociągnęłam ją za rękę.
- Kotku, nie przeszkadzaj mi teraz – wyrwała mi ją z uścisku. – Twój tata budzi się ze snu. Popatrzyłam na jego oczy, które pomalutku zaczęły się otwierać.
- Tatusiu – krzyknęłam i rzuciłam się w jego kierunku. W ostatniej chwili Pani Ania złapała mnie w powietrzu. 
- Nie wolno krzyczeć, nie wolno nic robić, trzeba poczekać i zobaczyć co będzie się działo. Może być tak, że nie będzie Cię pamiętał. Mocno uderzył się w głowę i mógł przestać wszystko pamiętać. 
Zamarłam słysząc te słowa. Jak tatuś może mnie nie pamiętać? Co ona wygaduje? Chyba sama uderzyła się w głowę. Patrzyłam nadal jak próbuje otworzyć oczy. 
- Pomalutku, nie spiesz się. Tutaj jest strasznie jasno – powiedziałam do niego cichutko pamiętając moment, kiedy sama się tutaj obudziłam. – Jestem przy Tobie tatusiu, nie musisz się niczego bać. – złapałam go delikatnie za rękę. Po czym poczułam jak ścisnął ją delikatnie.
- Słyszy mnie, wie kim jestem – ucieszyłam  się. – Ścisnął moją rękę – powiedziałam do pielęgniarki, ale nie było jej obok nas, widocznie musiała wyjść z sali.
To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu jakie pamiętałam. Postanowiłam, że już nigdy nie puszczę jego ręki. Moje mięśnie zacisnęły się i chyba nie pamiętały jak z powrotem się rozluźnić.
Po chwili przyszedł do nas lekarz. Pielęgniarka wyciągnęła rurkę z buzi co spowodowało, że tatuś zaczął się krztusić.
- Proszę na razie nic jeszcze nie mówić – powiedział lekarz.
 - Cały czas będę przy Tobie – powiedziałam do niego, na co ścisnął moją dłoń co miało oznaczać akceptację.
- Moja droga, nie mogę pozwolić Ci na to, abyś siedziała tutaj cały czas – zwrócił się do mnie.
- Nigdzie się stąd nie ruszam, i proszę pamiętać o tym, że miał Pan sprowadzić moją mamę – odpowiedziałam opryskliwie. Miałam teraz tylko jego, więc musiałam pilnować, żeby nie zabrali mi jedynej osoby, która mi pozostała na świecie. 
- Julcia – usłyszałam za sobą cichutkie wołanie. Obróciłam się i wróciłam do taty.
- Jestem – powiedziałam czule. – Mieliśmy okropny wypadek, jestem tu cały czas z Tobą, mamę gdzieś zabrali ale Pan doktor obiecał że sprowadzi ją z powrotem, żebyśmy mogli być wszyscy razem. Tata spojrzał na doktora, na co on tylko pokiwał nieznacznie głową. W jego oczach pojawiły się łzy, które zaczęły skapywać na poduszkę.
- Co się stało tatusiu? – zapytałam przytulając się mocno do niego. Zawsze robił to samo, kiedy ja zaczynałam płakać z jakiegoś powodu. Nie uzyskałam odpowiedzi na zadane pytanie. Zignorowałam to i nadal tuliłam się najmocniej jak się dało. Tak bardzo mi tego brakowało, tyle czasu bez żadnych czułości było strasznym przeżyciem. – Na początku nie chcieli mi powiedzieć gdzie leżysz, nie pozwalali nawet popatrzeć na Ciebie. Ale później przychodziłam tutaj codziennie i opowiadałam Ci bajki, które czytały mi Panie pielęgniarki. – kontynuowałam dalej czując potrzebę wygadania się. – Od teraz będziesz musiał zawsze czytać mi na dobranoc jakąś bajeczkę.
- Jak sobie życzysz moja księżniczko. – powiedział z trudem tata.
- Ale najpierw musisz wyzdrowieć, żebyśmy mogli wrócić do domu – uśmiechnęłam się. – Trzeba tylko pogadać z lekarzem  i razem z mamusią wrócimy do naszego domu.
- Julia – starał się krzyknąć tata. – Mama nie żyje. Już nigdy nie będziesz mogła jej zobaczyć. Nie wróci do nas. – po policzkach ponownie pociekły mu łzy.

środa, 22 stycznia 2014

Część 3 - "Dziewczynka z zapałkami"

Przebudziłam się nagle jak z jakiegoś strasznego koszmaru. Poduszka była cała przesiąknięta łzami i bolały mnie wszystkie kości od długiego leżenia na boku. Wytarłam twarz i popatrzyłam co dzieje się wokół mnie. W sali panował półmrok, wokoło było słychać ciche chrapanie śpiących ludzi. Wstałam z łóżka i udałam się do toalety. W lustrze zobaczyłam mizernie wyglądającą twarz. Ciemne skołtunione włosy, które okalały opuchnięte czerwone oczy. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, nie rozpoznając twarzy, która tam zobaczyłam. Wymyłam ręce i powoli ruszyłam w kierunku pomieszczenia w którym leżał mój tata. Nagle minęła mnie biegiem jakaś pielęgniarka, popatrzyłam tylko jak udaje się w to samo miejsce gdzie ja zmierzałam. Zajrzałam do sali i zobaczyłam że stoi przy łóżku mojego taty.
- Co Pani od niego chce – krzyknęłam i podbiegłam do łóżka.
Wokoło słychać było dziwne dźwięki, takie jakby piski. Po chwili przybiegł lekarz razem z drugą pielęgniarką. Zaczął naciskać na klatkę piersiową mojego taty. Chciałam ich powstrzymać, powiedzieć, żeby nie robili mu krzywdy, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle te dziwne dźwięki ucichły i słychać już było tylko cichy ciągły odgłos, który tyle razy słyszałam w tym miejscu. Lekarz odetchnął ciężko i zwrócił się w moją stronę.
- Co Ty tutaj robisz dziecko, powinnaś być w swojej sali.
-  Zaprowadźcie ją do łóżka – powiedział do jednej z sióstr.
- Ale ja muszę zostać z tatą – zaparłam się gdy ta chciała mnie pociągnąć na zewnątrz.
- Obiecuję Ci, że pozwolę Ci go zobaczyć, ale musi teraz trochę odpocząć, zresztą on i tak Cię nie widzi ani nie słyszy ponieważ śpi. – uklęknął przy mnie.
-  Już raz mnie Pan okłamał, nie mam zamiaru teraz Panu wierzyć – naplułam mu na twarz. W pierwszej chwili myślałam, że uderzy mnie w twarz, ale powstrzymała go pielęgniarka stojąca obok. Wstał i wyszedł szybkim krokiem, nie obracając się za siebie.
- Chodź kochanie, pójdziemy do łóżeczka, za chwilę dostaniesz śniadanie.
- Ale ja nie chcę sama tam leżeć, strasznie mi się nudzi, nie mam z kim porozmawiać – oburzyłam się.
- Dobrze, w takim bądź razie przyjdę do Ciebie po śniadaniu i poczytam może jakąś bajkę, mamy kilka u siebie – powiedziała wesoło i poprowadziła do mojej sali. 
Położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w biały sufit nade mną. Rzeczywiście niedługo potem usłyszałam na korytarzu znajomo tarabaniący się wózek z jedzeniem. Dzisiaj na śniadanie dostałam naleśniki z jabłkiem i polewą budyniową. Zjadłam wszystko ładnie zostawiając talerzyk dokładnie wyczyszczony. Wyglądał prawie tak jakby nic na nim wcześniej nie leżało.
- Gotowa na bajkę? – zawołała wesoło w drzwiach Pani, która obiecała mi poczytać.
- Cały czas jestem gotowa – odpowiedziałam poprawiając się na łóżku, żeby leżało mi się wygodnie i nic mnie nie rozpraszało.
- Wzięłam ze sobą bajkę o dziewczynce z zapałkami – odparła. – Znasz ją może?
- Nie, tej bajki nie znam. Rodzicom nie chciało się czytać mi bajek. Ustawiali jakieś piosenki do snu i szli do siebie. 
- Moje biedactwo, a więc dobrze, poznasz teraz jedną w wielu cudownych bajek dla dzieci. – uśmiechnęła się do mnie. – Ale musisz słuchać bardzo uważnie.
- Działo się to w ostatnią noc przed Nowym Rokiem, bardzo chłodną i śnieżną. – zaczęła cichym i spokojnym głosem. - Ludzie, załatwiając ostatnie sprawunki, przemykali ulicami w radosnych nastrojach, czynili sobie noworoczne postanowienia i składali życzenia spotykanym znajomym. Pod jednym z domów stała samotna, mała dziewczynka, która miała na sobie tylko cienką sukienkę. Bose nóżki stały na śniegu i marzły, z domu dziewczynka wyszła wprawdzie w starych trzewikach, ale jeden zgubiła, uciekając przed pędzącym wozem, drugi natomiast zabrał jej jakiś urwis i podrzucając wysoko, zniknął w ciemnościach.
- Dlaczego ona wyszła sama na ulicę, przecież małym dzieciom nie można samym wychodzić. I to jeszcze bez czapki i szalika – przerwałam jej wstrząśnięta tym co usłyszałam.
- To dlatego, że dziewczynka nie miała rodziców, była biedna – odparła pielęgniarka. - Dziewczynka miała ze sobą całe naręcze zapałek, które próbowała sprzedać, ale nikt nie chciał ich od niej kupować. Wszyscy mijali dziecko, nie zwracając na nie zupełnie uwagi, chociaż było głodne, sine z zimna i potwornie smutne. Patrzało w okna, w których paliły się kolorowe światełka, próbując poczuć zapach świątecznych potraw i rodzinną atmosferę. 
- Była wigilia – zawołałam wesoło przypominając sobie ten cudowny czas, kiedy w domu było pełno ozdób i pachniało pomarańczami i piernikami. – siostra uśmiechnęła się tylko i kontynuowała.
- Wyobrażała sobie, że siedzi przy suto zastawionym stole z ukochaną babcią. Wiedziała, że to niemożliwe, bo przecież mieszkała na zimnym poddaszu, ojciec, gdyby wróciła do domu bez pieniędzy na pewno mocno by ją zbił, a babcia była już w niebie. Ale marzenia były jedyną rzeczą, która chociaż trochę rozgrzewała biedną dziewczynkę. I chociaż jej rączki już całkiem zgrabiały od mrozu, wyciągnęła jedną zapałkę, by na dłużej utrzymać wrażenie ciepła- zapaliła ją i nagle zobaczyła przed sobą gorący piec, a przy nim puszysty dywan, który tak przyjemnie grzał jej bose nóżki.
- Jeżeli będzie stała tak na boso, to strasznie się rozchoruje i będzie musiała leżeć w szpitalu tak jak ja – odparłam cichutko.
- Niestety, kiedy tylko zapałka zgasła, powrócił wiatr i mróz, a dziewczynka znów stała pod wielkim domem, w którego oknach paliły się lampki i pojawiali roześmiani ludzie. Małej zrobiło się jeszcze smutniej, zapaliła więc drugą zapałkę i wtedy przed jej oczami pojawił się stół, a na nim pachnąca pieczona gęś. Dziewczynka zobaczyła, że czeka na nią nakrycie, sięgnęła więc po widelec, by poczęstować się tymi pysznościami, w tym jednak momencie zapałka zgasła, a biedne stworzenie zostało z pustym brzuszkiem, samotne i nieszczęśliwe. Postanowiło zatem zapalić kolejną zapałkę- i w tym oto momencie pojawiła się przed nią ogromna, cudowna, zielona i pięknie przystrojona choinka! Po chwili, gdy dziewczynce zdało się, że drzewko zaczyna wirować w powietrzu, spojrzała w niebo i wtedy choinka zniknęła. Oczom dziewczynki ukazała się jednak spadająca gwiazdka- ,,Ktoś umarł”- pomyślała, bo tak zawsze mówiła jej babcia, a wnuczka wierzyła jej, jak nikomu na świecie. Gdy przywołała na myśl czasy, kiedy jeszcze były razem, nagle babcia stanęła przed nią, jak żywa. Dziewczynka wykrzyknęła: 
- Babciu, proszę, zabierz mnie ze sobą! Gdy tylko zapałka zgaśnie, znikniesz jak piec, gęś i choinka, a ja chcę być już zawsze z tobą! 
Na te słowa babunia tylko się uśmiechnęła, wzięła dziewczynkę w objęcia i razem poleciały do nieba, gdzie jest ciepło i nie czuje się głodu. 
Nad ranem przechodnie znaleźli pod domem martwą dziewczynkę, trzymającą garść wypalonych zapałek. 
- Biedactwo, pewnie chciała się ogrzać - powiedział ktoś, a inni pokiwali głowami z powagą. Byli to ci sami ludzie, którzy nocą mijali dziewczynkę i nawet na nią nie spojrzeli. I nikt nie miał pojęcia, jak cudowne rzeczy zobaczyła mała, zanim odeszła szczęśliwa wraz ze swoją babunią.
- To strasznie smutne – powiedziałam po chwili ciszy jaka nastąpiła. – Ta dziewczynka była strasznie samotna, tak jak ja teraz. Nie miała misia do którego mogłaby się przytulić. Nie miała rodziców, ani babci, która mogłaby wpuścić ją do środka. Bardzo jej współczuje. Ja mam kochających rodziców i czasami bardzo się na nich złoszczę. Myślę wtedy bardzo niedobre rzeczy na ich temat. Czy jestem zła? – zapytałam.
- Nie jesteś zła, czasami każdy z nas myśli złe rzeczy, najważniejsze, żeby nie robić nikomu nic złego – pogłaskała mnie po twarzy. – Dobrze, możesz się teraz zdrzemnąć, może przyśni Ci się dziewczynka z zapałkami.
***
Bajka została zaczerpnięta ze strony basn.pl

sobota, 18 stycznia 2014

Część 2 - "Poszukiwania"

Przebywanie w szpitalu nie jest przyjemną sprawą, nawet dla osób, które są tam tylko po to, aby kogoś odwiedzić. A leżenie samemu w łóżku dla 6 letniej dziewczynki, jest jeszcze gorsze, szczególnie jeśli nie wiadomo co dzieje się z rodzicami. I jeszcze do tego, nikt nie Chce Cię do nich zabrać.
Nie dam za wygraną, powiedziałam do siebie, następnego, wyjątkowo nudnego dnia. Podczas którego nikt się mną nie interesował. Nawet nie chcieli dać mi do towarzystwa żadnego dziecka. Czułam się powoli coraz to lepiej, w sumie to nic mi nie dolegało. Mimo to cały czas kazali mi leżeć, jakbym co najmniej była nie wiadomo jak chora. Odłączyli mi ostatnią tego dnia kroplówkę i siostra nie odezwawszy się ani słowem wyszła na korytarz. Miałam już dość tej nudy, dość tego, że nikt nic nie chciał mi powiedzieć, nie miałam nawet z kim porozmawiać.
Postanowiłam wybrać się na tajną eskapadę, aby zobaczyć co słychać u rodziców. Wyczekałam aż na korytarzu zrobi się spokojniej, ludzie po obiedzie będą przebywać w swoich salach, a pielęgniarki będą odpoczywały i plotkowały w pokoju na końcu korytarza. Wymknęłam się ze swojej sali i cichutko niczym czające się w krzakach zwierzę powolutku stąpałam w kierunku najbliższej sali. Z reguły ludzie zostawiali uchylone drzwi, więc dla mnie było to dobre, ponieważ nikt nie był świadomy, tego że ktoś wchodzi do ich sali. W pierwszym pomieszczeniu nie zobaczyłam nikogo, kto chociaż trochę przypominałby moich rodziców. Większość ludzi była w trakcie popołudniowej drzemki. Chodziłam tak od sali do sali i już straciłam nadzieję, kiedy nagle usłyszałam głos na korytarzu.
- Szukasz kogoś? – zapytała pielęgniarka, której nigdy nie widziałam u siebie w sali.
- Mieliśmy wypadek, szukam rodziców – odpowiedziałam.
- Zaraz Ci pomogę, tylko pójdę sprawdzić gdzie leżą – zaoferowała wesoło. Po chwili wróciła do mnie.
- Chodź, zaprowadzę Cię do taty.
- Dobrze – ucieszyłam się.
Poprowadziła mnie do sali na samym końcu korytarza. Weszłam za nią, szukając wzrokiem znajomej mi twarzy. Podeszłyśmy do łóżka stojącego najdalej od drzwi. Na łóżku leżał mój tata. Większość jego twarzy była opuchnięta i pokryta różnymi kolorami. Spał.
- Tatusiu – przytuliłam się do niego. Nie zareagował na mój uścisk.
- Co mu jest? – zapytałam.
- Jest bardzo chory, musi spać, żeby szybciej wyzdrowieć – odpowiedziała głaszcząc mnie po głowie.
- Wystarczy, nie można mu przeszkadzać – pociągnęła mnie do drzwi.
- Teraz do mamusi – powiedziałam patrząc na nią.
- Nie ma jej tutaj – odpowiedziała ostrożnie.
- Jak to..? A gdzie jest? – zdenerwowałam się.
Kucnęła obok mnie i popatrzyła mi prosto w oczy.
- Twoja mamusia.. – zaczęła. – Jest w niebie.
Popatrzyłam na nią jak na wariatkę.
- A kiedy stamtąd wróci? Pan doktor powiedział, że będę mogła ją zobaczyć – krzyknęłam.
- Ale nie możesz… Ona nie przeżyła wypadku – powiedziała przytulając mnie mocno. – Twoja mamusia nie żyje.
Poczułam jak moje ciało zdrętwiało, a z policzków leciały stróżki łez. Wytarła mi je dłonią i zaprowadziła do łóżka. Położyła mnie na nim i przykryła kołdrą. Nie czułam nic, byłam kompletnie odrętwiała. Z oczu cały czas leciały mi łzy, nie mogłam ich powstrzymać. Zwinęłam się w kłębek i dalej szlochałam. Nie słyszałam wokoło nic, zapanowała kompletna cisza. Nie byłam nawet w stanie mrugnąć oczami. Poczułam w środku ogromną pustkę. Przed oczami, miałam cały czas roześmianą twarz mamy. Nie docierało do mnie, to co przed chwilą usłyszałam od pielęgniarki…
Jutro pójdę do tego lekarza i poproszę go o to, aby sprowadził tutaj moją mamę, żebym mogła ją zobaczyć. Ta pani na pewno mnie oszukała. Moja mamusia nie odeszłaby od nas. Zawsze mówiła, że bardzo Nas kocha. To na pewno jest jakaś pomyłka, ta pani się myliła…

Wstałam, ale czułam się tak jakby to ktoś trzymał mnie z tyłu i pomagał stawiać kroki. Poszłam do sali w której byłam przed chwilą, podeszłam do łóżka na którym leżał mój tata i położyłam się obok niego.

środa, 15 stycznia 2014

Część 1- "Gdzie ja jestem"

Wszystko mnie bolało, czułam się tak, jakbym za chwilę miała umrzeć. Starałam się poruszyć ręką, ale nie chciała się ruszyć ani o milimetr. Powoli uchyliłam powieki, ale zamknęłam je od razu pod wpływem mocnego światła, które zobaczyłam. Gdzie ja jestem? Czy właśnie tak wygląda niebo? Czy zaraz zobaczę pieska z mojego snu? Poczułam, że moje policzki zrobiły się mokre.
- Cześć maleńka – usłyszałam czyjś głos.
- Mama? – zapytałam. Nikt nie odpowiedział.
Ponownie postanowiłam spróbować otworzyć oczy. Znowu to samo, ostre światło. Nie chciałam dać za wygraną, nie jestem słabeuszem, dam radę. Po kilku minutach udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam, że leżę na łóżku w jakimś nie za dużym pokoju. Obok mnie stoi jakaś dziwna aparatura, a do ręki mam przyczepioną rurkę. Gdzie ja jestem?
- Skarbie – do pokoju wpadła ciocia Lusia.
– Słoneczko moje – dopadła mnie i zaczęła przytulać.
- Auu – syknęłam, kiedy poczułam ostry ból w piersiach.
- Przepraszam – odskoczyła nagle.
- Gdzie jest mama? – zapytałam.
Zobaczyłam tylko łzy w jej oczach, które pomalutku spływały po policzkach.
- Co się dzieje – zaczęłam krzyczeć. Na co przybiegła pielęgniarka i dostałam jakiś zastrzyk, po którym zapadłam w błogi sen.
Gdy ponownie się obudziłam nikogo nie było w pokoju. Panował mrok, było strasznie cicho. I to właśnie ta cisza przypomniała mi o tym co się stało niedawno. Znowu zobaczyłam samochód pędzący prosto na nas i drzewo, potem potworny ból, który rozdzieram moją czaszkę. Na chwilę zobaczyłam przejmującą ciemność przed oczami. To stało się naprawdę… Mieliśmy wypadek… Tylko dlaczego mama ani tata nie przyszli do mnie. Nie chcą wiedzieć co się ze mną dzieję..?  Wstałam z łóżka, ponieważ nagle zachciało mi się do toalety. Wystawiłam głowę zza drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Wszędzie cisza i spokój i ani jednej żywej duszy. Powoli poszłam w kierunku łazienki, starając się nie narobić żadnego hałasu, żeby nie zburzyć panującego wokoło spokoju. Załatwiłam swoją potrzebę i wróciłam do łóżka. Opadłam na pościel czując się tak, jakbym co najmniej przybiegła do mety po długim maratonie. Podwinęłam spodnie od pidżamy i zobaczyłam, że mam całe nogi w siniakach, które bardzo bolały pod najmniejszym nawet naciskiem. Niektóre były nawet krwiście czerwone, nigdy nie miałam czegoś takiego na ciele. Szybko obciągnęłam nogawki na dół i położyłam się delikatnie na boku, czując pewien ból w klatce piersiowej. Zamknęłam oczy chcąc zasnąć, jednak coś nie dawało mi spokoju, uniemożliwiając spokojny odpoczynek. Nie wiedziałam o co chodzi, ale byłam przekonana, że niepokój jest spowodowany jakimś wydarzeniem. Rano na pewno przyjdą do mnie rodzice. Chciałam pocieszyć samą siebie. Czułam się strasznie samotna pośród tej głuchej ciszy.
Chyba udało mi się zasnąć, ponieważ kiedy ponownie otworzyłam oczy w pokoju było jasno. Na korytarzu usłyszałam jakiś hałas. Nie chciało mi się wstać z łóżka, więc czekałam spokojnie i nasłuchiwałam. Tymczasem owy dźwięk powoli zbliżał się do moich drzwi. Aż w końcu stanęła w nich pani z wózkiem.
- Śniadanie – zawołała.
Usiadłam i czekałam co zrobi. Ona tymczasem podeszła do stolika, który stał koło mojego łóżka i postawiła na nim szklankę herbaty oraz talerz z dwoma kanapkami.
- Smacznego – powiedziała i wyszła z pokoju zostawiając mnie znowu samą.
Powoli sięgnęłam ręką po herbatę. Chciało mi się pić, w ustach czułam suchość. Zachłysnęłam się pierwszym łykiem ciepłego płynu. Odstawiłam szklankę na stolik i zaczęłam kaszleć, czując przy tym obolałą klatkę piersiową. Zjadłam kanapkę, popiłam herbatą i oparłam się o poduszkę.
Po chwili do sali weszło dwóch ludzi, kobieta i mężczyzna.
- Jak się czujesz – zapytał wesoło.
- Jakoś – odpowiedziałam. – Gdzie są moi rodzice
- Są kilka sal obok – odparł, na co już stałam na podłodze.
- Hola hola, nie wolno Ci wstawać moja panno – zatrzymał mnie szybko. – Kiedy będziesz mogła, razem z siostrą pojedziesz, ale jeszcze nie teraz.
- Dlaczego! – krzyknęłam z płaczem.
- Ponieważ oni na razie śpią.
- To nie można ich obudzić? – zapytałam. Siostra odwróciła się do nas plecami, a lekarz zacisnął wargi.
- Nie, nie można, muszą odpoczywać, żeby wyzdrowieli – odparł krótko i wyszedł z sali.
- Zabierze mnie Pani do nich? – zapytałam siostry. Odwróciła się tak, że nie zobaczyłam jej twarzy i wyszła za lekarzem.

O co im wszystkim chodzi? Zaczęłam się zastanawiać. Ale skoro on powiedział, że mnie zabiorą to na pewno tak będzie. Rodzice muszą odpoczywać. Pewnie też coś ich boli i mają siniaki, takie jak ja…

sobota, 11 stycznia 2014

Przed cz. 2 - "Podróż"

Tata podniósł moją poturbowaną walizkę i razem poszliśmy, aby zapakować ją do samochodu. Zapakować, to słowo nie do końca obrazowało to co trzeba było uczynić, aby walizka jakimś cudem znalazła się w środku, a bagażnik domknął się do końca. Po tym zabiegu można było dosłyszeć, że samochód stęknął delikatnie. Oczywiście jeżeli miało się wybujałą wyobraźnię no i koniecznie trzeba było mieć 6 lat.
Mama wróciła jeszcze do domu, aby zrobić obchód i sprawdzić jeszcze raz czy wszystko zostało odłączone od prądu i czy okna są pozamykane. Pół godziny później z radością na twarzach opuszczaliśmy podwórko.
Czekała nas długa trasa, mnie troszeczkę krótsza, ponieważ kończyła się u wujostwa w połowie drogi, gdzie miałam spędzić 3 tygodnie na zabawie z kuzynką. Tymczasem rodzice jechali dalej nad morze, aby spędzić swój wymarzony urlop. Nie miałam nic przeciwko temu, ponieważ wiedziałam, że razem z Oliwią będę bawiła się dużo lepiej niż oni. Oczywiście jak na swój mały rozumek.
- Siku – zawołałam widząc z daleka stację benzynową.
- Dobrze, więc robimy postój – odparł tata. – W sumie to mógłbym coś zjeść.
Zaparkowaliśmy z boku, aby nikomu nie przeszkadzać i razem z mamą poszłam do toalety.
- Nie potrzebujesz pomocy? – zapytała.
- Dam sobie radę – odpowiedziałam z poważną miną.
- Dobrze, w takim razie poczekam – uśmiechnęła się.
Gdy załatwiłam swoje potrzeby wymyłam ręce i wyszłam z kabiny, na zewnątrz czekała na mnie mama.
-Masz ochotę coś zjeść?  - zagadnęła.
- A jest moja ulubiona kanapka z szynką i serem? – zapytałam.
- Oczywiście.
- To mogę trochę zjeść – zgodziłam się wesoło.
Gdy wróciłyśmy do samochodu tata dopijał resztki herbaty.
- Matko kochana, co Wy zawsze tyle robicie w tej toalecie? -  zajęczał, bardziej z uczucia przejedzenia niż pretensji.
- Musiałam poprawić makijaż – odparłam, na co rodzice odpowiedzieli salwą śmiechu. Popatrzyłam na nich obrażonym wzrokiem i zabrałam się za swoją kanapkę. Posiliwszy się odpowiednio wsiedliśmy z powrotem do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem usiadłam sobie na środku, aby patrzeć na to co się dzieje na drodze, wtedy podróż nie wydawała się już taka długa. Rodzice puścili moją ulubioną płytę z piosenkami Majki Jeżowskiej i razem z mamą śpiewałyśmy na całe gardło. Po piątej piosence zaczęło boleć mnie gardło.
- Chyba nie muszę Ci powtarzać jak masz się zachowywać w gościach? – spojrzała na mnie mama. Pokręciłam tylko głową. – masz być grzeczna. Słuchać tego co mówi do Ciebie ciocia i wujek, nie pyskować, wykonywać ich polecenia. Pomagać przy obiedzie, kolacji, śniadaniach. Mówić proszę i przepraszam. Nie wrzeszczeć, nie robić krzywdy zwierzętom. Myć się codziennie i nie wymyślać Bóg wie jakich rzeczy. Wcale nie musieli się zgodzić na to, żebyś była u nich te trzy tygodnie. Więc proszę Cię zachowuj się tak, żebyśmy nie musieli się za Ciebie wstydzić i żeby jeszcze kiedyś chcieli Cię do siebie zaprosić. – skończyła mama.
- Rozumiem – odpowiedziałam tylko.
- Pamiętaj, jeden głupi wyskok, a nigdy więcej nigdzie Cię już nie zabierzemy. Będziesz zostawała w domu razem z sąsiadką zza płotu. Zawsze Cię lubiła i proponowała nam, że może się Tobą zaopiekować. – pogroziła, na co odpowiedziałam robiąc wystraszoną minę. – O nie, tylko nie ta straszliwa baba śmierdząca kotami i kupą. – pomyślałam.
W samochodzie zapadła cisza. Płyta z piosenkami dobiegła końca i włączyła się jakaś stacja radiowa. Siedziałam wpatrując się w samochody po drugiej stronie drogi, które mijały nas z cichym szumem. Powoli zaczynały mi się zamykać powieki. Wokoło robiło się tak jakoś dziwnie cicho. Zobaczyłam przed sobą malutkiego pieska, który szedł w moim kierunku. Uśmiechnęłam się i chciałam go zawołać, jednak nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Piesek obrócił się i zaczął przede mną uciekać, chciałam go dogonić jednak nie byłam w stanie. Starałam się najmocniej jak mogłam, ale zwierzątko oddalało się ode mnie coraz bardziej. Obudził mnie nagły pisk opon. Otworzyłam szybko oczy i poczułam jak auto zaczęło lekko ruszać się na boki.
- Co za frajer – krzyknął ojciec do gościa z naprzeciwka, który o mały włos wjechałby w Nas jadąc z przeciwka. Mama położyła rękę na ręce ojca, która spoczywała teraz na gałce zmiany biegów. Popatrzył na nią z czułością we wzroku.

I w tej właśnie chwili zobaczyłam jak z naprzeciwka prosto na nas jedzie duże auto, większe od naszego. Krzyknęłam tylko i poczułam jak auto zaczyna gwałtownie zjeżdżać z prawo, prosto w drzewo. Z moich ust wydarł się kolejny okrzyk, który po chwili został zagłuszony przez głośny dźwięk klaksonu. Poczułam jak przednie siedzenie zaczyna zgniatać mi nogi. Zrobiło się tak cicho, że nie mogłam tego wytrzymać. Coś zaczęło mnie nagle boleć, mocny pulsujący ból dochodził aż do głowy i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Widziałam tatę, który leżał na kierownicy, wokoło było dużo szkła, po rękach leciała mu krew, dużo krwi. Mama oparta była o fotel i również się nie ruszała. Spojrzałam na swoje nogi na których była krew, która skapywała cieniutką stróżką po jej fotelu. Zaczęło mi się kręcić w głowie i obraz robił się coraz bardziej rozmazany. Po chwili straciłam przytomność… 

środa, 8 stycznia 2014

Przed cz.1 - "Wyjazd"

- Wstawaj kotku! – usłyszałam z dołu wołanie swojej mamy.
W pokoju panował mrok, oznaczało to, że jest bardzo wcześnie. Przetarłam oczy pięściami i popędziłam do mamy na dół. Ostrożnie zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni, skąd dolatywał zapach tostów. Usiadłam na swoim krześle i czekałam popijając ciepłą herbatę.
- Jak się spało mojemu skarbkowi? – zapytała mama przytulając się do mnie.
- Śniło mi się dużo rzeczy – odparłam rezolutnie. 
– Miałam koszmary – poskarżyłam się.
- A mówiłam wczoraj, żebyś nie oglądała z tatą tego filmu – pogroziła palcem mama.
W głębi domu można było dosłyszeć powolne ciężko stawiane kroki.
- Czołem gromada – do kuchni wkroczył tata zwabiony zapewne zapachem kawy i tostów.
- Jak tam mała – mrugnął do mnie okiem.
-Oj nie mam ja już na Was siły – westchnęła mama.
-A gdzie są twoje walizki? – powiedziała mama widząc, że kończę swojego Tosta.
- Na górze – pokazałam palcem na sufit.
-No to zmykaj po nie szybko, bo pojedziemy bez Ciebie – zagroziła wesoło mama.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam jakby gonił mnie jakiś groźny pies.
- Kochanie – przytulił się do żony.
- Tak wiem, udała się nam córeczka – uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
- Cieszę się na ten urlop – dodał – to będzie nasz pierwszy urlop sam na sam – cmoknął ją w ucho.
Tymczasem na górze było całkowicie cicho. Aż za cicho.
- Ciekawe co ta mała tam wyprawia – powiedziała  mama wiedząc o tym, że nie wróży to nic dobrego.
W pokoju na górze byłam tylko ja, więc co niby takiego strasznego mogłoby się stać? Musiałam przytulić się do wszystkich misiów na „do widzenia”, gdyż rodzice nie pozwolili ich wszystkich zabrać. Zrobili tylko wyjątek dla mojego najulubieńszego misia z którym nigdy się nie rozstaje. Obróciłam się jeszcze, aby popatrzeć ostatni raz na swój pokoju i razem ze swoim misiem stanęłam na schodach. Walizka była bardzo ciężka i ledwo ją ze sobą przy taszczyłam. Wiedziałam, że nie dam rady zatargać jej na dół. Uśmiechnęłam się do siebie i popchnęłam ją ze schodów. Walizka zaczęła spadać na dół robiąc przy tym sporo hałasu.
- Wiedziałam – mama wyskoczyła z kuchni, aby zobaczyć co się dzieje.
- Nie dałabym rady, była za ciężka – zaczęłam się usprawiedliwiać widząc zdenerwowaną twarz mamy.
- Ależ kochanie, przecież nic się nie stało – przytulił ją mąż.
- Ja też chce – zawołałam widząc, że rodzice się przytulają. Zaczęłam biec na dół. Jednak zahaczyłam nogą o przed ostatni schodek i poszybowałam prosto w ramiona ojca.
- Musisz na siebie uważać, bo nie wiem co bym zrobił gdyby nagle Ciebie zabrakło – przytulił się do mnie. Nie bardzo rozumiałam o co mu chodziło, ale odwzajemniłam uścisk najmocniej jak potrafiłam. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Wstęp

Wielkie krople deszczu bębniły cichutko w okno niewielkiego ponurego pokoju, w którym siedziała ciemnowłosa dziewczynka, pogrążona w równie ponurych myślach. W ręce trzymała stare, pożółkłe zdjęcie, z którego uśmiechała się do niej ładna kobieta o miłym uśmiechu i tak samo ciemnych włosach. Przez chwilę dziewczynka dotknęła swoich kosmków i uśmiechnęła się do siebie. Miały takie same włosy… Uśmiech trwał równie krótko jak się rozpoczął i na fotografię skapnęło kilka łez, które rozmazane małym palcem sprawiły, że obraz kobiety stał się niewyraźny. A może to przez to, że w oczach miała pełno łez? Dlaczego czuła się tak strasznie?
Ludzie widząc takie małe, płaczące dziecko pewnie pomyśleliby, że jakaś starsza siostra albo brat zabrali jej zabawkę. Ale kiedy mu się dłużej przyjrzy, może dostrzeże więcej bólu niż zdążyłby zaznać niejeden dorosły człowiek. Mała dziewczynka chociaż taka niewinna, przeżyła już w swoim życiu o wiele za dużo. Ta mała dziewczynka patrzy właśnie na jedyne zdjęcie swojej matki, której nie widziała od roku. Jedyne i zarazem ostatnie wspomnienie jakie jej pozostało to ciemna noc, czyjś przerażający krzyk, potworny dźwięk klaksonu i głucha cisza trwająca w nie skończoność. Owe wspomnienie sprawia, że czasami budzi się w nocy z krzykiem i tuli najmocniej jak potrafi do największego misia, którego dostała od mamy na urodziny. Czasami zdarzają się i dobre sny, podczas których może zobaczyć swoją ukochaną mamusię. Wtedy budzi się z uśmiechem na twarzy i biegnie na dół wołając cały czas: „Mamusiu!”. Zbiega do pokoju i widzi pijanego ojca na kanapie z jakąś nagą kobietą, leżącą na miejscu jej matki. Wówczas zdaje sobie sprawę z tego, że to był tylko sen. Wraca z powrotem do  siebie, aby wtulić się w misia.
Teraz jej łzy spowodowane są tym, że z pokoju na dole dochodzą odgłosy kolejnej kłótni, która zawsze kończy się jakimiś jękami. Mama zawsze, gdy coś takiego pokazywało się na ekranie mówiła, że to nie jest dla dzieci i kazała jej wyjść z pokoju. Ale ona i tak z ciekawości zawsze podglądała, chowając się na szczycie schodów, skąd nikt nie mógł jej dostrzec. Rodzice wtedy obejmowali się i szeptali sobie coś do ucha. Lubiła patrzeć jak rodzice siedzą przytuleni na kanapie. Bardzo często tak robili, ona wtedy przybiegała do nich i pakowała się do środka.

A teraz bała się ojca, który cały czas wrzeszczał na wszystkich, przeklinał, a czasami nawet bił kobietę, która akurat była w domu. Niektórym czasami nawet współczuła, ale z drugiej strony czuła do nich wielką niechęć, ponieważ próbowały zastąpić jej matkę. W takich sytuacjach nie pozostawało jej nic innego jak mocno wcisnąć palce do uszu i poczekać aż na dole zapadnie cisza.