czwartek, 13 lutego 2014

Część 6 - "Powrót do domu"

Trzy dni później pozwolili nam wyjść ze szpitala. Tata wyzdrowiał już na tyle, żeby mogli Go wypuścić. Czułam się bardzo dziwnie, wracając do domu we dwójkę. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przyjechała po nas ciocia Lusia, ponieważ nie oddali nam samochodu, zresztą i tak nic z niego nie zostało. Ciocia zabrała nas spod szpitala, próbowała się uśmiechać, aby dodać nam otuchy, ale nie za dobrze jej to wychodziło. Zresztą było trochę nie na miejscu. Chciałam zapytać się jaki ma powód do zadowolenia, ale nie chciało mi się nic mówić. Z drugiej strony to wcale się nie cieszyłam z tego, że wracamy do domu. To nigdy nie będzie już taki dom jak do tej pory. W ogóle nie wyobrażam sobie mieszkać w miejscu w którym na każdym kroku widzę oczami wyobraźni twarz swojej mamy. Ta myśl była nie do zniesienia i powodowała, że czułam się jeszcze gorzej niż przez te wszystkie dni, które spędziłam w szpitalu.
- Tutaj macie zakupy, zrobiłam je dla Was wczoraj – pokazała na lodówkę. – Ugotowałam zupę i drugie danie. Mam nadzieję, że będzie Wam smakować. Jeżeli mogę jeszcze coś zrobić to mówcie.
- Proszę Cię bardzo żebyś się stąd wyniosła i nigdy więcej tutaj nie wracała – odezwał się tata przez zaciśnięte zęby. Popatrzyła na niego wystraszonym i obrażonym wzrokiem, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Nastąpiła błoga cisza, taka przerażająca, że słyszałam piszczenie w uszach. Poszłam do swojego pokoju i w biegu skoczyłam na łóżko. Przytuliłam się do misia, który na nim leżał i zamknęłam oczy. Chciałam zobaczyć mamę, kiedy ponownie otworzę powieki. Lecz w głębi duszy wiedziałam, że nie jest to możliwe. Żyłam tylko nadzieją, że będą mogła ją zobaczyć ostatni raz.
To nie było już to samo, wokoło panowała grobowa cisza, nie wiedziałam nawet, co robi i gdzie jest tata. Równie dobrze mógł wyjść na zewnątrz, a ja nawet nie wiedziałabym o tym. Byliśmy dla siebie jak obce osoby. Zamiast trzymać się razem, oddaliliśmy się i to bardzo. Na tyle, że nie interesowaliśmy się drugą osobom. W ciszy przeżywaliśmy swoją tragedię, dławiąc się nią od środka. Będąc w szpitalu wydawało mi się, ze jakoś to będzie, natomiast w tych pustych, cichych ścianach było nie do wytrzymania. Kilka godzin później zrobiłam się potwornie głodna, zeszłam na dół do pokoju rodziców i zajrzałam do środka. Tata leżał po swojej stronie łóżka i najwidoczniej spał. Poszłam więc do kuchni i odgrzałam jedzenie, które dla nas zrobiła ciotka. Wzięłam talerze i zaniosłam je do taty. Położyłam jeden na stoliku obok łóżka i zaczęłam konsumować to co miałam na swoim. Nie wiem co jadłam, ponieważ smakowało jak trociny. Chyba straciłam zmysł smaku, albo ciotka nie potrafiła gotować.
- Tato, przyniosłam jedzenie – szturchnęłam go w rękę. Poruszył się lekko, ale nie otworzył oczu. – Tatusiu musisz coś zjeść. – powoli przeciągnął się i spojrzał na mnie takim samym smutnym wzrokiem, jakim patrzył na mnie już od kilku dni. – Mi też jest ciężko, ale musimy się trzymać razem, zapomniałeś?
- Dziękuje Ci Słonko – wziął talerz i zaczął jeść. Najwidoczniej dla niego jedzenie smakowało tak samo beznadziejnie jak dla mnie, ponieważ żuł je bez żadnego wyrazu na twarzy. Zjadł i z powrotem położył się do łóżka.
- Tatusiu, kiedy będę mogła zobaczyć się z mamusią – zapytałam cichutko.
- Jutro Słonko, obiecałem i dotrzymam słowa – pogłaskał mnie po głowie. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc położyłam się obok niego na miejscu mamy. Spaliśmy bardzo długo, ponieważ kiedy się obudziłam na zewnątrz było jasno, i ktoś próbował się dostać do domu, strasznie waląc w drzwi. Obudziłam tatę, który najwidoczniej nie słyszał hałasów z zewnątrz. Przed drzwiami czekał na Nas wujek razem z ciocią Lusią i  kuzynką Oliwią.
- Za niedługo zacznie się pogrzeb, zapomnieliście? – powiedział do Nas ostrożnie.
- Musieliśmy spać od wczorajszego popołudnia – ogarnął się tata, w jego oczach zobaczyłam swojego dawnego tatusia.
- Julcia, leć szybko na górę i ubierz się w coś – powiedział do mnie.
Kuzynka poszła ze mną. Mimo, że ją zobaczyłam nie miałam ochoty na głupoty, nie potrafiłam nawet się do niej uśmiechnąć. Ona również najwidoczniej nie wiedziała co ma powiedzieć, więc obie nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. W milczeniu ubrałam się w strój galowy, który miałam założyć na rozpoczęcie roku szkolnego i powoli zeszłyśmy z powrotem na dół. Tata również był już ubrany i wszyscy razem wyszliśmy na zewnątrz.
- Marek, nie zamykasz drzwi? – zwrócił uwagę wujek.

- A tak, jasne że zamykam – ocknął się tata. W milczeniu jechaliśmy w kierunku cmentarza. Wiele razy chodziłam tam z rodzicami, ale jeszcze ani razu nie byłam na czyimś pogrzebie. Chodziliśmy tylko po grobach osób, których nigdy nie miałam okazji zobaczyć na własne oczy. Ale wiedziałam, że jest to miejsce w którym trzeba zachowywać się kulturalnie i spokojnie, jak w kościele. Na miejscu było trochę osób. Już z samochodu zobaczyłam dziadków z obu stron, stali z boku i najwyraźniej na Nas czekali. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam jak babcia przytula mnie mocno, nie mówiąc przy tym ani słowa. Dziwny był ten dzień, wszyscy jakoś niewiele mówili, ale zdawało się, że mimo tego doskonale się rozumieją. Widziałam wokół siebie osoby, których nie poznawałam. Wszyscy witali się z moim tatą kiwając bez słowa głowami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz