Trzy dni później pozwolili nam
wyjść ze szpitala. Tata wyzdrowiał już na tyle, żeby mogli Go wypuścić. Czułam
się bardzo dziwnie, wracając do domu we dwójkę. Żadne z nas nie odezwało się
ani słowem. Przyjechała po nas ciocia Lusia, ponieważ nie oddali nam samochodu,
zresztą i tak nic z niego nie zostało. Ciocia zabrała nas spod szpitala,
próbowała się uśmiechać, aby dodać nam otuchy, ale nie za dobrze jej to
wychodziło. Zresztą było trochę nie na miejscu. Chciałam zapytać się jaki ma
powód do zadowolenia, ale nie chciało mi się nic mówić. Z drugiej strony to
wcale się nie cieszyłam z tego, że wracamy do domu. To nigdy nie będzie już
taki dom jak do tej pory. W ogóle nie wyobrażam sobie mieszkać w miejscu w
którym na każdym kroku widzę oczami wyobraźni twarz swojej mamy. Ta myśl była
nie do zniesienia i powodowała, że czułam się jeszcze gorzej niż przez te
wszystkie dni, które spędziłam w szpitalu.
- Tutaj macie zakupy, zrobiłam
je dla Was wczoraj – pokazała na lodówkę. – Ugotowałam zupę i drugie danie. Mam
nadzieję, że będzie Wam smakować. Jeżeli mogę jeszcze coś zrobić to mówcie.
- Proszę Cię bardzo żebyś się
stąd wyniosła i nigdy więcej tutaj nie wracała – odezwał się tata przez
zaciśnięte zęby. Popatrzyła na niego wystraszonym i obrażonym wzrokiem, po czym
wyszła trzaskając drzwiami. Nastąpiła błoga cisza, taka przerażająca, że
słyszałam piszczenie w uszach. Poszłam do swojego pokoju i w biegu skoczyłam na
łóżko. Przytuliłam się do misia, który na nim leżał i zamknęłam oczy. Chciałam
zobaczyć mamę, kiedy ponownie otworzę powieki. Lecz w głębi duszy wiedziałam,
że nie jest to możliwe. Żyłam tylko nadzieją, że będą mogła ją zobaczyć ostatni
raz.
To nie było już to samo, wokoło
panowała grobowa cisza, nie wiedziałam nawet, co robi i gdzie jest tata. Równie
dobrze mógł wyjść na zewnątrz, a ja nawet nie wiedziałabym o tym. Byliśmy dla
siebie jak obce osoby. Zamiast trzymać się razem, oddaliliśmy się i to bardzo.
Na tyle, że nie interesowaliśmy się drugą osobom. W ciszy przeżywaliśmy swoją
tragedię, dławiąc się nią od środka. Będąc w szpitalu wydawało mi się, ze jakoś
to będzie, natomiast w tych pustych, cichych ścianach było nie do wytrzymania. Kilka
godzin później zrobiłam się potwornie głodna, zeszłam na dół do pokoju rodziców
i zajrzałam do środka. Tata leżał po swojej stronie łóżka i najwidoczniej spał.
Poszłam więc do kuchni i odgrzałam jedzenie, które dla nas zrobiła ciotka.
Wzięłam talerze i zaniosłam je do taty. Położyłam jeden na stoliku obok łóżka i
zaczęłam konsumować to co miałam na swoim. Nie wiem co jadłam, ponieważ
smakowało jak trociny. Chyba straciłam zmysł smaku, albo ciotka nie potrafiła
gotować.
- Tato, przyniosłam jedzenie –
szturchnęłam go w rękę. Poruszył się lekko, ale nie otworzył oczu. – Tatusiu
musisz coś zjeść. – powoli przeciągnął się i spojrzał na mnie takim samym smutnym
wzrokiem, jakim patrzył na mnie już od kilku dni. – Mi też jest ciężko, ale
musimy się trzymać razem, zapomniałeś?
- Dziękuje Ci Słonko – wziął
talerz i zaczął jeść. Najwidoczniej dla niego jedzenie smakowało tak samo
beznadziejnie jak dla mnie, ponieważ żuł je bez żadnego wyrazu na twarzy. Zjadł i z powrotem
położył się do łóżka.
- Tatusiu, kiedy będę mogła
zobaczyć się z mamusią – zapytałam cichutko.
- Jutro Słonko, obiecałem i
dotrzymam słowa – pogłaskał mnie po głowie. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić,
więc położyłam się obok niego na miejscu mamy. Spaliśmy bardzo długo, ponieważ
kiedy się obudziłam na zewnątrz było jasno, i ktoś próbował się dostać do domu, strasznie waląc w drzwi. Obudziłam tatę, który najwidoczniej nie słyszał
hałasów z zewnątrz. Przed drzwiami czekał na Nas wujek razem z ciocią Lusią i kuzynką Oliwią.
- Za niedługo zacznie się
pogrzeb, zapomnieliście? – powiedział do Nas ostrożnie.
- Musieliśmy spać od
wczorajszego popołudnia – ogarnął się tata, w jego oczach zobaczyłam swojego dawnego
tatusia.
- Julcia, leć szybko na górę i
ubierz się w coś – powiedział do mnie.
Kuzynka poszła ze mną. Mimo, że
ją zobaczyłam nie miałam ochoty na głupoty, nie potrafiłam nawet się do niej
uśmiechnąć. Ona również najwidoczniej nie wiedziała co ma powiedzieć, więc obie
nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. W milczeniu ubrałam się w strój
galowy, który miałam założyć na rozpoczęcie roku szkolnego i powoli zeszłyśmy z
powrotem na dół. Tata również był już ubrany i wszyscy razem wyszliśmy na
zewnątrz.
- Marek, nie zamykasz drzwi? –
zwrócił uwagę wujek.
- A tak, jasne że zamykam –
ocknął się tata. W milczeniu jechaliśmy w kierunku cmentarza. Wiele razy
chodziłam tam z rodzicami, ale jeszcze ani razu nie byłam na czyimś pogrzebie.
Chodziliśmy tylko po grobach osób, których nigdy nie miałam okazji zobaczyć na
własne oczy. Ale wiedziałam, że jest to miejsce w którym trzeba zachowywać się
kulturalnie i spokojnie, jak w kościele. Na miejscu było trochę osób. Już z
samochodu zobaczyłam dziadków z obu stron, stali z boku i najwyraźniej na Nas
czekali. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz poczułam jak babcia przytula mnie mocno,
nie mówiąc przy tym ani słowa. Dziwny był ten dzień, wszyscy jakoś niewiele
mówili, ale zdawało się, że mimo tego doskonale się rozumieją. Widziałam wokół
siebie osoby, których nie poznawałam. Wszyscy witali się z moim tatą kiwając
bez słowa głowami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz