Przebywanie
w szpitalu nie jest przyjemną sprawą, nawet dla osób, które są tam tylko po to,
aby kogoś odwiedzić. A leżenie samemu w łóżku dla 6 letniej dziewczynki, jest
jeszcze gorsze, szczególnie jeśli nie wiadomo co dzieje się z rodzicami. I
jeszcze do tego, nikt nie Chce Cię do nich zabrać.
Nie
dam za wygraną, powiedziałam do siebie, następnego, wyjątkowo nudnego dnia.
Podczas którego nikt się mną nie interesował. Nawet nie chcieli dać mi do
towarzystwa żadnego dziecka. Czułam się powoli coraz to lepiej, w sumie to nic
mi nie dolegało. Mimo to cały czas kazali mi leżeć, jakbym co najmniej była nie
wiadomo jak chora. Odłączyli mi ostatnią tego dnia kroplówkę i siostra nie
odezwawszy się ani słowem wyszła na korytarz. Miałam już dość tej nudy, dość
tego, że nikt nic nie chciał mi powiedzieć, nie miałam nawet z kim porozmawiać.
Postanowiłam
wybrać się na tajną eskapadę, aby zobaczyć co słychać u rodziców. Wyczekałam aż
na korytarzu zrobi się spokojniej, ludzie po obiedzie będą przebywać w swoich
salach, a pielęgniarki będą odpoczywały i plotkowały w pokoju na końcu
korytarza. Wymknęłam się ze swojej sali i cichutko niczym czające się w
krzakach zwierzę powolutku stąpałam w kierunku najbliższej sali. Z reguły
ludzie zostawiali uchylone drzwi, więc dla mnie było to dobre, ponieważ nikt
nie był świadomy, tego że ktoś wchodzi do ich sali. W pierwszym pomieszczeniu
nie zobaczyłam nikogo, kto chociaż trochę przypominałby moich rodziców.
Większość ludzi była w trakcie popołudniowej drzemki. Chodziłam tak od sali do
sali i już straciłam nadzieję, kiedy nagle usłyszałam głos na korytarzu.
-
Szukasz kogoś? – zapytała pielęgniarka, której nigdy nie widziałam u siebie w sali.
-
Mieliśmy wypadek, szukam rodziców – odpowiedziałam.
-
Zaraz Ci pomogę, tylko pójdę sprawdzić gdzie leżą – zaoferowała wesoło. Po
chwili wróciła do mnie.
-
Chodź, zaprowadzę Cię do taty.
-
Dobrze – ucieszyłam się.
Poprowadziła
mnie do sali na samym końcu korytarza. Weszłam za nią, szukając wzrokiem
znajomej mi twarzy. Podeszłyśmy do łóżka stojącego najdalej od drzwi. Na łóżku
leżał mój tata. Większość jego twarzy była opuchnięta i pokryta różnymi
kolorami. Spał.
-
Tatusiu – przytuliłam się do niego. Nie zareagował na mój uścisk.
-
Co mu jest? – zapytałam.
-
Jest bardzo chory, musi spać, żeby szybciej wyzdrowieć – odpowiedziała
głaszcząc mnie po głowie.
-
Wystarczy, nie można mu przeszkadzać – pociągnęła mnie do drzwi.
-
Teraz do mamusi – powiedziałam patrząc na nią.
-
Nie ma jej tutaj – odpowiedziała ostrożnie.
-
Jak to..? A gdzie jest? – zdenerwowałam się.
Kucnęła
obok mnie i popatrzyła mi prosto w oczy.
-
Twoja mamusia.. – zaczęła. – Jest w niebie.
Popatrzyłam
na nią jak na wariatkę.
-
A kiedy stamtąd wróci? Pan doktor powiedział, że będę mogła ją zobaczyć –
krzyknęłam.
-
Ale nie możesz… Ona nie przeżyła wypadku – powiedziała przytulając mnie mocno.
– Twoja mamusia nie żyje.
Poczułam
jak moje ciało zdrętwiało, a z policzków leciały stróżki łez. Wytarła mi je
dłonią i zaprowadziła do łóżka. Położyła mnie na nim i przykryła kołdrą. Nie
czułam nic, byłam kompletnie odrętwiała. Z oczu cały czas leciały mi łzy, nie
mogłam ich powstrzymać. Zwinęłam się w kłębek i dalej szlochałam. Nie słyszałam
wokoło nic, zapanowała kompletna cisza. Nie byłam nawet w stanie mrugnąć
oczami. Poczułam w środku ogromną pustkę. Przed oczami, miałam cały czas
roześmianą twarz mamy. Nie docierało do mnie, to co przed chwilą usłyszałam od
pielęgniarki…
Jutro
pójdę do tego lekarza i poproszę go o to, aby sprowadził tutaj moją mamę, żebym
mogła ją zobaczyć. Ta pani na pewno mnie oszukała. Moja mamusia nie odeszłaby
od nas. Zawsze mówiła, że bardzo Nas kocha. To na pewno jest jakaś pomyłka, ta
pani się myliła…
Wstałam,
ale czułam się tak jakby to ktoś trzymał mnie z tyłu i pomagał stawiać kroki.
Poszłam do sali w której byłam przed chwilą, podeszłam do łóżka na którym leżał
mój tata i położyłam się obok niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz