sobota, 11 stycznia 2014

Przed cz. 2 - "Podróż"

Tata podniósł moją poturbowaną walizkę i razem poszliśmy, aby zapakować ją do samochodu. Zapakować, to słowo nie do końca obrazowało to co trzeba było uczynić, aby walizka jakimś cudem znalazła się w środku, a bagażnik domknął się do końca. Po tym zabiegu można było dosłyszeć, że samochód stęknął delikatnie. Oczywiście jeżeli miało się wybujałą wyobraźnię no i koniecznie trzeba było mieć 6 lat.
Mama wróciła jeszcze do domu, aby zrobić obchód i sprawdzić jeszcze raz czy wszystko zostało odłączone od prądu i czy okna są pozamykane. Pół godziny później z radością na twarzach opuszczaliśmy podwórko.
Czekała nas długa trasa, mnie troszeczkę krótsza, ponieważ kończyła się u wujostwa w połowie drogi, gdzie miałam spędzić 3 tygodnie na zabawie z kuzynką. Tymczasem rodzice jechali dalej nad morze, aby spędzić swój wymarzony urlop. Nie miałam nic przeciwko temu, ponieważ wiedziałam, że razem z Oliwią będę bawiła się dużo lepiej niż oni. Oczywiście jak na swój mały rozumek.
- Siku – zawołałam widząc z daleka stację benzynową.
- Dobrze, więc robimy postój – odparł tata. – W sumie to mógłbym coś zjeść.
Zaparkowaliśmy z boku, aby nikomu nie przeszkadzać i razem z mamą poszłam do toalety.
- Nie potrzebujesz pomocy? – zapytała.
- Dam sobie radę – odpowiedziałam z poważną miną.
- Dobrze, w takim razie poczekam – uśmiechnęła się.
Gdy załatwiłam swoje potrzeby wymyłam ręce i wyszłam z kabiny, na zewnątrz czekała na mnie mama.
-Masz ochotę coś zjeść?  - zagadnęła.
- A jest moja ulubiona kanapka z szynką i serem? – zapytałam.
- Oczywiście.
- To mogę trochę zjeść – zgodziłam się wesoło.
Gdy wróciłyśmy do samochodu tata dopijał resztki herbaty.
- Matko kochana, co Wy zawsze tyle robicie w tej toalecie? -  zajęczał, bardziej z uczucia przejedzenia niż pretensji.
- Musiałam poprawić makijaż – odparłam, na co rodzice odpowiedzieli salwą śmiechu. Popatrzyłam na nich obrażonym wzrokiem i zabrałam się za swoją kanapkę. Posiliwszy się odpowiednio wsiedliśmy z powrotem do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem usiadłam sobie na środku, aby patrzeć na to co się dzieje na drodze, wtedy podróż nie wydawała się już taka długa. Rodzice puścili moją ulubioną płytę z piosenkami Majki Jeżowskiej i razem z mamą śpiewałyśmy na całe gardło. Po piątej piosence zaczęło boleć mnie gardło.
- Chyba nie muszę Ci powtarzać jak masz się zachowywać w gościach? – spojrzała na mnie mama. Pokręciłam tylko głową. – masz być grzeczna. Słuchać tego co mówi do Ciebie ciocia i wujek, nie pyskować, wykonywać ich polecenia. Pomagać przy obiedzie, kolacji, śniadaniach. Mówić proszę i przepraszam. Nie wrzeszczeć, nie robić krzywdy zwierzętom. Myć się codziennie i nie wymyślać Bóg wie jakich rzeczy. Wcale nie musieli się zgodzić na to, żebyś była u nich te trzy tygodnie. Więc proszę Cię zachowuj się tak, żebyśmy nie musieli się za Ciebie wstydzić i żeby jeszcze kiedyś chcieli Cię do siebie zaprosić. – skończyła mama.
- Rozumiem – odpowiedziałam tylko.
- Pamiętaj, jeden głupi wyskok, a nigdy więcej nigdzie Cię już nie zabierzemy. Będziesz zostawała w domu razem z sąsiadką zza płotu. Zawsze Cię lubiła i proponowała nam, że może się Tobą zaopiekować. – pogroziła, na co odpowiedziałam robiąc wystraszoną minę. – O nie, tylko nie ta straszliwa baba śmierdząca kotami i kupą. – pomyślałam.
W samochodzie zapadła cisza. Płyta z piosenkami dobiegła końca i włączyła się jakaś stacja radiowa. Siedziałam wpatrując się w samochody po drugiej stronie drogi, które mijały nas z cichym szumem. Powoli zaczynały mi się zamykać powieki. Wokoło robiło się tak jakoś dziwnie cicho. Zobaczyłam przed sobą malutkiego pieska, który szedł w moim kierunku. Uśmiechnęłam się i chciałam go zawołać, jednak nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Piesek obrócił się i zaczął przede mną uciekać, chciałam go dogonić jednak nie byłam w stanie. Starałam się najmocniej jak mogłam, ale zwierzątko oddalało się ode mnie coraz bardziej. Obudził mnie nagły pisk opon. Otworzyłam szybko oczy i poczułam jak auto zaczęło lekko ruszać się na boki.
- Co za frajer – krzyknął ojciec do gościa z naprzeciwka, który o mały włos wjechałby w Nas jadąc z przeciwka. Mama położyła rękę na ręce ojca, która spoczywała teraz na gałce zmiany biegów. Popatrzył na nią z czułością we wzroku.

I w tej właśnie chwili zobaczyłam jak z naprzeciwka prosto na nas jedzie duże auto, większe od naszego. Krzyknęłam tylko i poczułam jak auto zaczyna gwałtownie zjeżdżać z prawo, prosto w drzewo. Z moich ust wydarł się kolejny okrzyk, który po chwili został zagłuszony przez głośny dźwięk klaksonu. Poczułam jak przednie siedzenie zaczyna zgniatać mi nogi. Zrobiło się tak cicho, że nie mogłam tego wytrzymać. Coś zaczęło mnie nagle boleć, mocny pulsujący ból dochodził aż do głowy i nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Widziałam tatę, który leżał na kierownicy, wokoło było dużo szkła, po rękach leciała mu krew, dużo krwi. Mama oparta była o fotel i również się nie ruszała. Spojrzałam na swoje nogi na których była krew, która skapywała cieniutką stróżką po jej fotelu. Zaczęło mi się kręcić w głowie i obraz robił się coraz bardziej rozmazany. Po chwili straciłam przytomność… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz