środa, 8 stycznia 2014

Przed cz.1 - "Wyjazd"

- Wstawaj kotku! – usłyszałam z dołu wołanie swojej mamy.
W pokoju panował mrok, oznaczało to, że jest bardzo wcześnie. Przetarłam oczy pięściami i popędziłam do mamy na dół. Ostrożnie zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni, skąd dolatywał zapach tostów. Usiadłam na swoim krześle i czekałam popijając ciepłą herbatę.
- Jak się spało mojemu skarbkowi? – zapytała mama przytulając się do mnie.
- Śniło mi się dużo rzeczy – odparłam rezolutnie. 
– Miałam koszmary – poskarżyłam się.
- A mówiłam wczoraj, żebyś nie oglądała z tatą tego filmu – pogroziła palcem mama.
W głębi domu można było dosłyszeć powolne ciężko stawiane kroki.
- Czołem gromada – do kuchni wkroczył tata zwabiony zapewne zapachem kawy i tostów.
- Jak tam mała – mrugnął do mnie okiem.
-Oj nie mam ja już na Was siły – westchnęła mama.
-A gdzie są twoje walizki? – powiedziała mama widząc, że kończę swojego Tosta.
- Na górze – pokazałam palcem na sufit.
-No to zmykaj po nie szybko, bo pojedziemy bez Ciebie – zagroziła wesoło mama.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam jakby gonił mnie jakiś groźny pies.
- Kochanie – przytulił się do żony.
- Tak wiem, udała się nam córeczka – uśmiechnęła się i przytuliła do niego.
- Cieszę się na ten urlop – dodał – to będzie nasz pierwszy urlop sam na sam – cmoknął ją w ucho.
Tymczasem na górze było całkowicie cicho. Aż za cicho.
- Ciekawe co ta mała tam wyprawia – powiedziała  mama wiedząc o tym, że nie wróży to nic dobrego.
W pokoju na górze byłam tylko ja, więc co niby takiego strasznego mogłoby się stać? Musiałam przytulić się do wszystkich misiów na „do widzenia”, gdyż rodzice nie pozwolili ich wszystkich zabrać. Zrobili tylko wyjątek dla mojego najulubieńszego misia z którym nigdy się nie rozstaje. Obróciłam się jeszcze, aby popatrzeć ostatni raz na swój pokoju i razem ze swoim misiem stanęłam na schodach. Walizka była bardzo ciężka i ledwo ją ze sobą przy taszczyłam. Wiedziałam, że nie dam rady zatargać jej na dół. Uśmiechnęłam się do siebie i popchnęłam ją ze schodów. Walizka zaczęła spadać na dół robiąc przy tym sporo hałasu.
- Wiedziałam – mama wyskoczyła z kuchni, aby zobaczyć co się dzieje.
- Nie dałabym rady, była za ciężka – zaczęłam się usprawiedliwiać widząc zdenerwowaną twarz mamy.
- Ależ kochanie, przecież nic się nie stało – przytulił ją mąż.
- Ja też chce – zawołałam widząc, że rodzice się przytulają. Zaczęłam biec na dół. Jednak zahaczyłam nogą o przed ostatni schodek i poszybowałam prosto w ramiona ojca.
- Musisz na siebie uważać, bo nie wiem co bym zrobił gdyby nagle Ciebie zabrakło – przytulił się do mnie. Nie bardzo rozumiałam o co mu chodziło, ale odwzajemniłam uścisk najmocniej jak potrafiłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz